czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 4 ,,Przepełnienie emocjami"

Nazajutrz obudziłam się, ocierając dłońmi powieki. Słonko wpuszczało do środka mego pokoju złociste promienie przez co dzień stawał się pogodniejszy. Wstałam z łóżka, narzucając na siebie biały, cienki szlafrok, kiedy nieoczekiwanie weszła mama...
- Kochanie, myślałam, że jesteś już ubrana. Ty dopiero wstałaś? - zapytała zdziwiona, z grymasem na twarzy, po czym dodała - Obiad jest gotowy. Rano z tatą nas nie było, ponieważ musieliśmy załatwić kilka spraw. Masz jakieś plany na dzisiaj? - cały czas mówiła, nie dając mi dojść do słowa. 
- Dopiero wstałam, mamo! - krzyknęłam, aby przerwać jej wypowiedź, a jednocześnie odpowiedziałam na pytanie - Tak, mam plany. Dlaczego? - spojrzałam na nią. 
- Po prostu nie chciałabym abyś popołudniu była w domu. - powiedziała, uciekając oczami na boki. Zauważyłam, że coś ukrywa. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. 
- Coś się stało? - dociekałam wyjaśnień. 
- Nie... słonko, nie martw się. - mówiąc to, uśmiechnęła się do mnie, na znak, że wszystko dobrze.
Pomimo tego wiedziałam, że kłamie. Po skończonej rozmowie, wyszła z pomieszczenia. Ja natomiast prędko   udałam się do toalety, gdzie przygotowałam swe ciało do spotkania z Justinem. Oczywiście została mi jeszcze najcięższa decyzja, czyli jak się ubrać. Nie wiedziałam czy założyć coś eleganckiego, bo w końcu pojedziemy do restauracji, czy też postawić na wygodę i luz ze względu na kino. Ostatecznie wsunęłam czarną, zwiewną sukienkę bez ramion, zarzucając na nią jasną, dżinsową kurteczkę z rękawami trzy-czwarte, dodałam do tego srebrną, brokatową kopertówkę. Gotowa zeszłam na dół. W kuchni rodzice podali do stołu spaghetti. Co więcej, ich samych nie było. Dlatego postanowiłam nie jeść, tym bardziej, że jadę do lokalu. Więc wzięłam talerz wraz z daniem i zgarnęłam potrawę do kosza. Natomiast naczynie włożyłam do zlewu. Po wszystkim spojrzałam na godzinę w komórce. Justin powinien przyjechać za pięć minut (jeśli jest punktualny).
Na szczęście zjawił się na czas. Wychodząc z domu, założyłam sandały. 
Gdy ujrzałam jego samochód, szczęka mi opadła. Podjechał bialutkim ferrari (458 Italia) - nic dodać, nic ująć. Zachował się jak dżentelmen, ponieważ specjalnie wysiadł z auta, i otworzył dla mnie drzwi abym weszła do środka, przy czym przywitał się ze mną. Ubrany został w czarne, skórzane rurki, które delikatnie opuścił, dzięki czemu wystawał kawałek materiału jego bokserek, w kolorze bieli, firmy Polo Ralph Lauren.Oprócz tego ciemne buty sportowe, z ćwiekami na języku, oraz zwykłą, białą koszulkę.
 Znajdując się w wnętrzu wozu, od razu poczułam różnicę pomiędzy tym, a bryką mojego taty. Chłopak trzymając dłonie na kierownicy, oraz operując sprzęgłem, ruszył. Od razu odezwał się do mnie... 
- Pojedziemy na początek do kina, a następnie restauracji. Dobrze? - jadąc, chwilami spoglądał na mnie, z uśmiechem na twarzy. 
- Jasne, nie mam nic przeciwko. - odpowiedziałam krótko. 
- Ślicznie wyglądasz, z resztą jak ostatnio. - gdy to mówił, zauważyłam, że spojrzał w mój dekolt, ale zignorowałam ten gest. 
- Dziękuję. Ty również niczego sobie. -odrzekłam, po czym wspólnie roześmialiśmy się, aby rozluźnić atmosferę. 
Kilka minut później dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do kina. Budynek został zbudowany na planie koła, w środku znajdowały się czerwone ściany z dużą ilością reklam, plakatów, twórców, reżyserów itp. Na środku umieszczono służący jako lada półokrągły stół, w kolorach szarości. Razem podeszliśmy tam. Stała za nim kasjerka, sprzedająca bilety. Kobieta odezwała się...
- Witam Państwa. Dzisiaj polecamy komedię amerykańską, pt. ,,Idol", lub horror pt. ,,Krwawa noc''. - mówiąc to na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, który kompletnie nas nie zachęcał do wyboru. 
- Chodźmy na horror...? - wystąpiłam z propozycją, unosząc wzrok na Justina. 
- Dobrze. Nie znałem wcześniej dziewczyny, która od siebie zaproponowałaby ten gatunek. - zażartował chłopak. Następnie kupił dla nas bilety. Przed seansem podeszliśmy do stoiska z popcornem, i napojami, gdzie wzięliśmy po jednym. Po tym wstąpiliśmy do ogromnej sali, gdzie znajdował się równie duży ekran. Usiedliśmy na wyznaczonych miejscach. Film rozpoczął się jak zwykle reklamami. Następnie puszczono to na co czekaliśmy. Po chwili chłopak zagadał...
- Mam nadzieję, że wystraszysz się na tyle aby skryć się w moich ramionach. - roześmiał się mówiąc to. 
- Wybacz, ale oglądałam już tyle horrorów, że raczej nic nie jest wstanie mnie przestraszyć. - odpowiedziałam, śmiejąc się z nim. Chociaż, że tak naprawdę nie pamiętam wcześniejszych filmów jakie widziałam, ze względu na lekką utratę pamięci po śpiączce.
- Szkoda, już myślałem, że wymówka się znajdzie... - zażartował, unosząc wzrok na mą twarz.
- Może lepiej patrz na ekran zamiast na mnie? - uśmiechnęłam się do niego delikatnie. 
- Uwierz mi, rozmowa z tobą jest zdecydowanie ciekawsza niż ten film... - powiedział, po czym wziął ziarenko popcornu, i strzelił nim w mój polik. 
- Justin! - krzyknęłam żartobliwie, a następnie nabrałam z kubełka przekąskę w dłoń, i rzuciłam nią w jego stronę, trafiając w tors chłopaka, który zaraz po tym zjadł ją.
Nagle ktoś z tyłu widowni zwrócił nam uwagę abyśmy zachowywali się ciszej.
- Jak się podobał wczorajszy występ? - Justin zmienił temat, prostując się na siedzeniu. 
- Rozumiem, że chcesz aby skomentowała twój talent do śpiewania? - zażartowałam.
- Hm... tego jestem akurat pewien.. - roześmiał się.
- Szczerze, jak mnie zawołałeś na scenę kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Zamyśliłam się, i odcięłam od rzeczywistości.Poza tym trema mnie zżarła  - wyznałam, patrząc na niego.
- Co ciebie tak odciągnęło od mojego występu? - uniósł wzrok na mnie.
- Może kiedyś tobie powiem. Na razie nie mam ochoty rozmawiać na ten temat. - odpowiedziałam mu.
Następnie wspólnie wróciliśmy do oglądania horroru, którego zostało niespełna pół godziny.
Po seansie wyszliśmy z kina,i udaliśmy się z powrotem do samochodu. Siedząc w środku, odezwałam się...
- Miałeś rację, że rozmowa była ciekawsza niż ten film. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie, gdy ten prowadził auto.
- Dlatego teraz będziemy mogli ją dokończyć, taki był mój plan. - roześmiał się mówiąc to.
- W takim razie ja poproszę więcej twoich "planów". - zaśmiałam się razem z nim.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział, gdy dojechaliśmy pod restaurację.
Stojąc już pod nią, byłam pod wrażeniem. Budynek w kształcie księżyca, "wypiętego" w naszą stronę, koloru piaskowego, na którym umieszczono duże, złote okna, oraz ogromne drzwi ze szkła przy których stał elegancko ubrany mężczyzna, zapraszający nas do środka. Weszliśmy do pomieszczenia. Wewnątrz było jeszcze wykwintniej. Ściany pomalowano kremową farbą, a podłogę wypolerowano, że widoczne było na niej odbicie sufitu, na którym wyrzeźbiono różnorodne wzory.
Znajdowały się tam okrągłe stoliki, pokryte jedwabnymi obrusami, z dodatkiem złotej nici. Naczynia, i sztućce ułożono wraz z czerwonymi serwetkami, które dodawały uroku. Krzesła królewskie idealnie komponowały się z wizerunkiem całego wnętrza.
Nie było sporo ludzi, jak na ilość miejsc siedzących. Dla nas nawet lepiej. Oboje usiedliśmy przy zarezerwowanym stoliku. Po chwili podszedł do nas kelner z menu.
- Na co masz ochotę? Ja wezmę kawior z czerwonym winem. - odrzekł Justin, przeglądając kartę z daniami.
Nagle zorientowałam się, że nie wie, że jestem niepełnoletnia. On sam miał dziewiętnaście lat, ja natomiast byłam młodsza od niego o dwa. Jeszcze nie miałam okazji spróbować czerwonego wina, dlatego postanowiłam wykorzystać dzisiejszy wieczór.
- To samo poproszę. - uśmiechnęłam się do niego niepewnie, odkładając menu na bok.
- Mam nadzieję, że jeszcze będziesz ze mną na scenie. - chłopak rozpoczął temat, w czasie gdy kelner odchodził z naszym zamówieniem.
- Stać i przyglądać się tobie gdy śpiewasz..? Nie ma szans. - odpowiedziałam mu, z nutką ironii w głosie.
- Nie powiedziałem, że tylko to. Mogłabyś razem ze mną śpiewać. - zażartował.
- Oj, proszę ciebie. Ciesz się, że nie słyszałeś jak nucę. - roześmiałam się.
- Przesadzasz ale... - chciał dokończyć, lecz zadzwoniła moja komórka, która temu przeszkodziła.
Przepraszając Justina, szybko wysunęłam ją z kopertówki, po czym odebrałam...
- Słucham?
- Jeżeli piśniesz chociażby słówko na temat tamtej nocy, przyjdę do ciebie i poćwiartuję twe ciało na kawałki. - odezwał się głos jakiegoś mężczyzny. Nie wiedziałam co ma na myśli, tym bardziej, że nie pamiętałam szczegółów z zdarzenia jakie miał na myśli.
- Nie rozumiem. O co tobie chodzi? Kim jesteś? - starałam się mówić cicho, aby Justin nie usłyszał. Jednak strasznie się zdenerwowała, i było to po mnie widać.
- Ty już dobrze wiesz. Nie udawaj głupiej. Jeszcze się spotkamy, zobaczysz. - powiedział, po czym rozłączył się.
Chciałam sprawdzić numer, ale był zastrzeżony.
Chłopak siedzący naprzeciwko, spojrzał zaniepokojony na mą twarz...
- Coś się stało? - zapytał mnie.
- Nie Justin... To tylko głuchy telefon, nic takiego. - posłałam mu sztuczny uśmiech, aby załagodzić sytuację.
- Jeżeli coś jest nie tak, możesz mi powiedzieć. Co prawda znamy się dwa dni, ale czasem lepiej jest się komuś wygadać. - nalegał.
 Kiedy chciałam mu wyjawić co nieco na ten temat, nieoczekiwanie podszedł kelner, który podał nam dania, wraz z lampkami wina. Dzięki czemu nic nie powiedziałam, i w duchu byłam wdzięczna, że mężczyzna się zjawił. Dlatego sprostowałam się, mówiąc..
- Wszystko w porządku, naprawdę. - odetchnęłam z ulgą.
Chłopak nagle położył swą dłoń na mojej. Odebrałam to jako gest współczucia, chociaż nie byłam pewna czy to miał na myśli. Jego ciepła, gładka skóra koiła me wnętrze.Nie cofnęłam swojej ręki.
- Smacznego. - powiedział, po czym wziął kieliszek z napojem i uniósł go w górę, a następnie popił. Uczyniłam tak samo, rozpoczynając jeść kawior.
- Tutaj jest przepięknie, tak elegancko, a ten nastrój... Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam w takiej restauracji jak ta. - przyznałam, patrząc na niego, po czym dodałam - Na pewno dobrze jest mieć tylu fanów, być znanym na całym świecie, móc korzystać z wszystkiego na co ma się ochotę.
- Wydaje ci się. Oczywiście są tego plusy, które wymieniłaś, oraz minusy... Co więcej już nigdy nie skosztuję "normalnego" życia. Nie będę uważany za zwyczajnego nastolatka, który może iść na imprezę z przyjaciółmi. Nawet kupując gazetę w sklepie ludzie robią mi zdjęcia. - westchnął.
- Racja, w końcu ja, przeciętne społeczeństwo wtapiające się w tłum chce po prostu znać swoich idoli jako ideały. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie, po czym dodałam zmieniając temat - Tak więc jutro wylatujesz do Nowego Jorku?
- Mhm... muszę dokończyć trasę koncertową. Chociaż wolałbym zostać tutaj... - wyznał mi, odwzajemniając uśmiech.
Gdy wspólnie dokończyliśmy jeść potrawy (których koszty poniósł Justin), wróciliśmy do auta, i udaliśmy się w stronę mojego domu. W czasie jazdy odezwałam się do niego...
- Czyli to nasze ostatnie chwile razem...? - roześmiałam się, aby nie pomyślał, że mi zależy. Jednak tak było, dobrze się nam rozmawiało, wszystko wydawało się jak sen na jawie, takie wspaniałe, dopracowane, jak z bajki z której on pochodził.
- Właściwie z chęcią przyjąłbym twój numer komórkowy. Jeśli nie masz nic przeciwko? - zapytał, unosząc wzrok na mnie. Już chciałam wykrzyknąć "Tak! Boże jak super, że zapytałeś!", ale powstrzymałam się, mówiąc...
- Dobrze, podam tobie jak dojedziemy. W ogóle dziękuję, że mnie zaprosiłeś do kina, i restauracji, że wspólnie spędziliśmy ten dzień. Świetnie się bawiłam.
- Ja również, dlatego musimy to powtórzyć. I nie chcę usłyszeć wymówki. - roześmiał się.
Gdy to powiedział poczułam w sercu ogromną radość, przeszywającą mnie na wskroś.
Kilka minut później byliśmy pod domem. Razem wysiedliśmy z ferrari, a następnie podeszliśmy pod moje drzwi.  Justin jako pierwszy się odezwał, wyciągając z kieszeni spodni iPhon'a...
- Podaj numer, zapiszę sobie. - spojrzał na mnie, oczekując, po czym podyktowałam mu wszystkie cyfry. Następnie dodał  - Zapiszę ciebie jako..."Ulubiona Amy" - zaśmiał się.
- Hm... powiedzmy, że mi pasuje. - roześmiałam się wraz z nim.
- Więc do zobaczenia Amy... - posłał mi swój uroczy uśmiech, opierając rękę o ścianę budynku.
- Do zobaczenia. - przybliżyłam się do niego, aby musnąć jego policzek, jednak on odwrócił głowę w taki sposób, że zamiast ucelować w zamierzone miejsce trafiłam w usta. Pocałunek nie trwał długo. Nic nie powiedziałam na ten gest, chociaż byłam pewna, że zrobił to specjalnie. Jeszcze chwilkę staliśmy przed drzwiami, wpatrując się w siebie i nic nie mówiąc, ja natomiast trzymałam swą dłoń na klamce. Następnie nacisnęłam na nią i weszłam do środka. Usłyszałam kroki Justina,które świadczyły, że on również poszedł w swoją stronę. Gdy przywitałam się z rodzicami, siedzącymi na kanapie przed telewizorem, weszłam na górę, do swojego pokoju.
Moim oczom ukazał się Louis, stojący przy oknie, w które najwidoczniej się wpatrywał. Odezwałam się do niego...
- Cześć. Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytałam zdziwiona.
- Już wiem dlaczego nie miałaś dla mnie czasu dzisiaj. Wolałaś zabawiać się z nim! - gdy powiedział ostatnie słowo, odwrócił błyskawicznym ruchem dłoni laptopa w moją stronę, na którego ekranie widać było stronę "plotkarską" a jej głównym tematem stał się "Justin Bieber i dziewczyna z koncertu na randce".
- Przepraszam, że tobie nie powiedziałam... Bałam się jak zareagujesz. - przyznałam szczerze, zakłopotana, stojąc w miejscu i przyglądając się plotce.
- I dobrze, że się bałaś bo jestem na maksa wkurwiony! - wrzasnął na mnie, wymachując dłońmi w geście bezradności, po czym dodał - Nie chcę abyś się z nim spotykała. Nigdy więcej!
- Nie możesz mi zabronić! Będę robić to na co mam ochotę! - odpowiedziałam również krzycząc.
- Pohamuj słowa lepiej. - powiedział jakby był całkowicie pewny siebie.
- Ty się zastanów nad tym co mówisz. - odrzekłam krótko.
- Jesteśmy parą, a ty na boki szukasz sobie kolesia? Pewnie poleciałaś na kasę, mam rację?! - przybliżył się do mnie, wykrzykując.
- Nic do ciebie nie czuję, a już tym bardziej nie kocham! Dlatego nie pozostawaj ciągle w przekonaniu, że jesteśmy razem! To wszystko jest skończone. Dawna Amy nie wróci, rozumiesz?! - pod wpływem emocji przekazałam mu całą prawdę.
- Gówno prawda. Na pewno masz żal za tamtą noc, że pozwoliłem im was zabrać dla amfetaminy! Szkoda tylko, że nie zgodziłem się aby ciebie przelecieli, może oczy by ci się otworzyły! - wyznał, stojąc i wpatrując się w mnie.
- Przestań mącić mi w głowie, i opowiedz wszystko... - odpowiedziałam po dłuższym czasie. Jego wypowiedź zszokowała mnie,usiadłam na łóżku.
- Cóż tu dużo mówić? Byłyście tak nachlane, że z łatwością dałyście się namówić na wejście do samochodu.  Później pojechaliście razem, to tyle co wiem! - wykrzyczał.
- Wiesz więcej, przyznaj! Powiedziałeś, że nie pozwoliłeś aby mnie zgwałcili... nie rozumiem co miałeś na myśli. - zaczynałam się trząść z złości i bezradności.
- Ur... - chłopak chciał dokończyć, lecz naszą uwagę przykuła mama, która wparowała do pokoju, mówiąc...
- Co się tutaj dzieje? Dlaczego tak krzyczycie? Z resztą która to godzina, że Louis jeszcze u nas gości...? - odrzekła zdenerwowana, stojąc na progu drzwi.
Chłopak nic nie mówiąc, po prostu wyszedł z pokoju, a następnie domu. Ja natomiast byłam wściekła na mamę, że nam przeszkodziła.
- Chcę zostać sama... - powiedziałam nagle do rodzicielki, która zaraz po tych słowach opuściła pomieszczenie. Położyłam się, kuląc nogi pod siebie, i tamując łzy. Gdy przestałam myśleć o całym zdarzeniu, zasnęłam w tym stanie...

Biegłam przez ten sam tunel co poprzednio, wokół otaczała mnie ciemność. Jednak od razu ujrzałam promień światła na samym końcu. Tym razem czułam się pewniej, bezpieczniej, można by uznać, że przepełniła mnie radość w nadziei na to co czeka gdy dobiegnę. Przyspieszyłam, przebierając z nogi na nogę.
Nieoczekiwanie zrobiło się zimno, i nieprzyjemnie, me ciało drżało. Następnie rozprzestrzenił się zapach stęchłego mięsa. Wszystko zamieniono w koszmar. Ukazały się ściany, które pokryte były wizerunkami mężczyzny w masce klowna posiadającej ogromne, czerwone usta wykrzywione w sztuczny, przepełniony grozą uśmiech, oraz krwistą perukę, i puste, czarne oczodoły. Dobre emocje zniknęły, pojawił się strach, smutek, rozgoryczenie. Podskoczyła mi adrenalina. Biegłam coraz szybciej, chciałam to zakończyć. Nagle pod mymi stopami pojawiła się krew. Pragnęłam teraz umrzeć aby tylko pozbyć się tych zdarzeń. Usiłowałam dotrzeć do światła, ale na marne. Im prędzej się poruszałam tym dalej od niego była.
 W końcu znalazłam się na tyle daleko, że promyk zgasł całkowicie...



-------------------------------------------------------------
Wyraźcie opinię na temat tego rozdziału. Trochę się działo :)











wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 3 ,,Pierwsze spotkanie''

Przysiadł obok mnie, mówiąc:
- Pięknie tutaj, prawda?
Nie miałam ochoty mu odpowiedzieć. Jednak brakowało mi rozmowy z kimś obcym, kto mnie nie oceni, tylko po prostu wysłucha, nawet jeśli nie obchodzą go moje słowa.
- Tak, to jedyne miejsce gdzie się relaksuję. - odrzekłam.
- Cieszę się, że mogę wystąpić w Kalifornii. Od dziecka marzyłem aby tutaj się znaleźć. - uśmiechnięty, uniósł wzrok na mnie, i nagle zrozumiałam kim jest.
- Czy moje oczy dobrze widzą? Justin Bieber...? - palnęłam głupio.
- W własnej osobie. - roześmiał się, po czym dodał - A ty jak masz na imię?
- Amy. - uśmiechnęłam się sztucznie, starając nie ukazywać emocji.
- Chyba nie należysz do grona moich fanek? - zauważyłam w jego oczach ulgę, gdy to mówił.
- Nie, po za tym przez długi okres czasu nie słuchałam muzyki. Szczerze nawet nie wiedziałam, że będziesz tutaj koncertował. - wypaliłam.
- Przynajmniej ktoś nie interesuje się moim życiem. - powiedział żartobliwie, dodając - Skoro nie słuchałaś muzyki, to powinnaś nadrobić. Zapraszam ciebie pod samą scenę, za jakieś dwie godziny. - wysunął z kieszeni spodni, złoty bilet, dla VIP'ÓW, po czym podał mi go.
- Dziękuję, skorzystam. - szczerze ucieszyłam się, mając nadzieję na poprawę dzisiejszego dnia.
- W takim razie do zobaczenia. Muszę iść na próbę. - wstał, po chwili dodał rozglądając się za siebie - Widzę, że fanki już nadchodzą. - posłał mi uśmiech, i poszedł w swoją stronę.
Wiedząc, że zostało wiele czasu do wydarzenia, wróciłam do domu.
Gdy weszłam do środka, nie było w nim nikogo. Udałam się na górę, ku swojemu pokojowi. Uchyliłam drzwi, zauważyłam kartkę na łóżku. Wzięłam ją w dłoń, po czym zaczęłam czytać...
"Amy przepraszam ciebie za dzisiejsze, troszkę się rozpędziłem. Proszę wybacz mi, jesteś dla mnie wszystkim. Kocham Cię. Louis."
Nagle ogarnęły mną mieszane uczucia, z jednej strony byłam nadal wściekła, a z drugiej zrobiło mi się go żal... bo chyba rzeczywiście zależało mu na mnie.
Po chwili namysłu, przypomniałam sobie o koncercie. Wyciągnęłam z szafy nowe, jasne dżinsy, i czarną koszulkę z krótkimi rękawami, po czym przebrałam się w nie, na koniec zakładając różowe vansy. Postawiłam na wygodę.Gotowa wyszłam z domu, i ruszyłam w kierunku plaży. Parę minut później byłam na miejscu. Zjawiło się tysiące ludzi, ciężko było się przemieszczać pomiędzy nimi. Stanęłam przed bramką w której ochrona sprawdzała bilety, gdy pokazałam swój (VIP) od razu zaprowadzono mnie pod samą scenę. Pośród tego tłumu napalonych fanek przez chwilę myślałam, że zaraz wyprują mi flaki. Jednak głos Justina, który właśnie się ukazał temu zapobiegł. Gdy zaczął śpiewać wszystkie umilkły, wsłuchując się w niego. Szczerze, mnie również przypadły do gustu jego piosenki... Posiadały w sobie melodię, i tekst, który przemawiał wyobraźni. W czasie gdy nasłuchiwałam i jednocześnie oglądałam ruchy taneczne piosenkarza wraz z ekipą, zaczęłam pogłębiać w myślach. Moją głowę omotały głosy...
... - Chcecie trochę amfy?
- Tak...kochanie, tylko troszeczkę.
- Nie ma nic za darmo! - odezwał się kolejny.
- Czego chcesz?
- One dwie... Niech jadą z nami. Sami nie ruszamy się po nią.
- Ale zaraz... dokąd chcecie nas zabrać?
- W lesie zakopaliśmy skrzynkę. Jest tam pełno. Dostaniecie całą.
- Tak po prostu całą?
- Oczywiście, kociaku.
- Nie odzywaj się tak do niej! Nie zapominaj, że ona... jest ze mną.
- Dobra, nie pieprz za dużo, nic ci jej przecież nie zrobią! Pojedziemy we dwie z nimi.
- Zaczekajcie, jadę z wami!
- Samochód jest pięcioosobowy, nie zmieścimy się...
- Jeden krok i nic nie dostaniesz. Nasza amfa, nasze zasady. Pierdol się!
- ...
Tylko te wypowiedzi pojawiły się w mym umyśle, zero jakichkolwiek twarzy, scen. Wszystko jak przez mgłę.
Nagle z mych rozmyśleń zbudził mnie reflektor światła, który centralnie wskazywał na moją osobę. Chwilę potem pojawiły się gromkie oklaski, i wiwaty, wykrzykiwano moje imię. Zdziwiona całą sytuacją, nie wiedziałam co mam robić. Tak się zamyśliłam, że kompletnie byłam wyłączona z teraźniejszości.
Nieoczekiwanie odezwał się Justin do mikrofonu...
- Amy, mogłabyś wejść na scenę? Tam są schodki... - odrzekł do mnie, po czym wskazał na przejście dzięki któremu dotrę do niego.
Osłupiona tym wszystkim, poruszałam się jak posąg, dzięki fankom, które dłońmi kierowały mną w jego stronę. Gdy już udało mi się zawitać na wskazanym miejscu, chłopak poprosił mnie abym usiadła na fotelu, znajdującym się na scenie. Tak też zrobiłam. Następnie zaczął śpiewać "dla mnie" piosenkę, uśmiechając się w moją stronę. Siedząc tam, przed wszystkimi czułam się wyróżniona, a jednocześnie zawstydzona całą sytuacją. Nie byłam jego fanką, a jednak wybrał mnie. Przecież tyle ślicznych dziewczyn oddałoby cokolwiek aby znaleźć się tam gdzie ja.  To było takie nierealne... pomimo tego prawdziwe. Oczarowywał mnie tak dwie piosenki, po czym zakończył koncert, żegnając się z publicznością. Chwycił za dłoń, i poszedł wraz ze mną do pomieszczanie w którym przygotowywał się do występu. Umieszczono w nim ściany  koloru krwistej czerwieni, wypolerowaną podłogę, wieszaki z ubraniami, i dwie czarne toaletki, które rozjaśniały zapalone światełka wokół ich luster. Cały ten pokój wyglądał dokładnie jak w filmach. Chłopak usiadł przy jednej z toaletek, i spojrzał na mnie, po czym powiedział...
- Nie zdążyliśmy się jeszcze poznać, a szczerze zainteresowałaś mnie, gdy wspólnie byliśmy na plaży.
Zdziwiłam się, że tak po prostu mi to wyznał.
- Proszę ciebie, przecież masz rzeszę fanek, i akurat ja? - głupio odpowiedziałam, siadając na drugim krześle.
- Właśnie, przy nich nie potrafię być sobą, muszę grać ich idealnego idola. Na to w końcu liczą. Taka moja rola. - mówiąc to, roześmiał się.
- W pewnym sensie masz rację. Tak poza tym po co mnie tutaj przyprowadziłeś? - odrzekłam, śmiejąc się wraz z nim. Chociaż tak na prawdę nie uważałam, że to co mówimy jest zabawne.
- Aby zaproponować tobie wypad do kina, i restauracji. Dokładniej jutro, ponieważ kolejnego dnia muszę lecieć do Nowego Jorku. Dasz się namówić? - posłał mi swój uroczy uśmiech, odsłaniając tym samym perłowe zęby.
Nie miałam zbytnio ochoty teraz z nikim się umawiać. Pewnie odmówiłabym innemu chłopakowi, ale jemu nie potrafiłam. Pomyślałam sobie, że to może być mój nowy etap w życiu, spotykając się z nim zburzę "mur" dawnych przeżyć i zacznę normalnie funkcjonować, po za tym to może być pewne wyzwanie. Normalna, przeciętna dziewczyna, i wielki gwiazdor, który jest oblegany przez media. Dlatego też, odpowiedziałam..
- Dobrze, dlaczego nie... Spotkamy się na miejscu?
- Pozwól, że przyjadę po ciebie, po południu. Tylko podaj mi adres. - odrzekł, wyciągając z szuflady kartkę wraz z długopisem, i podał mi ją. Zapisałam na niej dane zamieszkania.
- W takim razie do jutra Justin... - wstałam z krzesła, i skierowałam się w stronę wyjścia.
- Cześć Amy! - krzyknął gdy zamykałam za sobą drzwi.
Chwilę później, byłam już poza tym całym zamieszaniem wokół sceny. Postanowiłam brzegiem oceanu wrócić do domu. Ściągnęłam tenisówki z stóp i ruszyłam. Woda była letnia, a fale przyjemnie masowały opuszki mych palców, chwilami czułam wbijające się w nie odłamki muszli lub kamyków. Bryza morska rozwiewała pasma moich włosów. Słońce pomału zachodziło. Przymknęłam powieki, i zaczęłam się delektować tym wszystkim, idąc dalej.
Nieoczekiwanie ktoś podbiegł do mnie od tyłu, i chwycił mej wąskiej talii. Zlękłam się, i szybko odwróciłam w tamtą stronę. To był Louis. Jego blond włosy, i niebieskie tęczówki idealnie komponowały się z błękitną koszulką. Poniżej miał spodnie opuszczone na tyle, że wystawał kawałek materiału białych bokserek. Spojrzał mi głęboko w oczy, trzymając mnie nadal, po czym powiedział...
-  Amy, przeczytałaś kartkę?
- Tak, przeczytałam. - nie wiedziałam co mam zrobić, więc po prostu stałam, wpatrując się w niego.
- Wybaczysz mi? Naprawdę wiele dla mnie znaczysz. Po prostu długo ciebie nie było, i brakowało mi twojego uśmiechu, włosów, ślicznej buzi, i całej postawy. - ujął to tak, że aż zauroczyły mnie jego słowa.
- Dobrze, wybaczę. - odpowiedziałam. Chociaż w głębi duszy byłam nadal wściekła na niego, a oprócz tego na siebie, że uległam, kłamiąc. Nagle przypomniały mi się tamte głosy. Byłam pewna, że jeden z nich należał do Louisa. Całe te wydarzenie posiadało w sobie pewną tajemnicę...
- To cudownie, słonko. - mówiąc to, uniósł mnie w górę, trzymając dłońmi talii, i śmiejąc się, po chwili odstawił na piasek, dodając - Spotkamy się jutro? Mam dla ciebie niespodziankę.
- Nie za bardzo mi pasuje. Pojutrze? - odrzekłam, uśmiechając się do niego.
- Właśnie nie. Musimy spotkać się nazajutrz.
- Tylko, że mam już plany... - odpowiedziałam, mając na myśli spotkanie z Justinem. Nie chciałam mu tego powiedzieć, tym bardziej, że on mnie kochał. I sądził, że jesteśmy razem. Z resztą dziwnie się to wszystko ułożyło. Nic do niego nie czułam, i jednocześnie wolałabym na razie mu tego nie mówić.
- Czyli, że nie masz dla mnie czasu, pomimo, że tyle się nie widzieliśmy? - oburzył się, spuszczając dłonie z mej talii.
- Nie mam. Nie chce mi się gadać na ten temat. Skończmy już. - odpowiedziałam, chcąc wymigać się od rozmowy. On zawsze musiał postawić na swoim.
- Nie będę się narzucał. Jeszcze przyjdziesz do mnie... - powiedział, po czym musnął mój polik, odwrócił się i poszedł w swoją stronę.
Byłam szczęśliwa, że już go przy mnie nie ma, chociaż na moment...
W końcu dotarłam do domu. Zastałam w nim rodziców, siedzących na kanapie, w salonie, oglądali telewizję.
Przysiadłam się obok nich. Nagle zwrócili się do mnie...
- Amy, byłaś dzisiaj na koncercie, tego wykonawcy? - wskazali na ekran plazmy, gdzie pokazywano wiadomości dnia. Zaskoczona, zasłoniłam usta dłonią.
- ...tak - odpowiedziałam po dłuższym milczeniu.
Pojawił się film na którym Justin śpiewał mi, a ja siedziałam na fotelu, praktycznie to co działo się na scenie było ujęte.
- Nasza córcia, w telewizji? - powiedział tata, wspólnie śmiejąc się z mamą, która dodała - Widzę, że wracasz do formy.
- Tak jakby...troszkę głupio wyszło. - mówiąc to roześmiałam się.
Wzięłam z ławy skibkę, chleba przyrządzonego przez ojca,i udałam się do swojego pokoju jedząc go po drodze. Była już godzina dwudziesta czwarta, więc zrobiłam sobie gorącą kąpiel w łazience, po czym zanurzyłam się w wannie. Jakieś czterdzieści minut później wyszłam z niej, i wsunęłam na siebie piżamę w postaci krótkich, szarych, w białe kropeczki spodenek, i jasnej koszulki z delikatną kieszonką naszytą na wysokości prawej piersi. Gotowa położyłam się na łóżko, przykryta cienką pościelą w panterkę. Chwilę rozmyślałam cały dzisiejszy dzień, po czym zasnęłam...

---------------------------------------
Spóźniony prezent gwiazdkowy - nowy rozdział :)
Ps. w głosach, dialogu, który przypomniał się Amy zawarta jest poszlaka. Mam nadzieję, że ktoś ją dopatrzył.
                                                               Wesołych świąt!



czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 2. ,,Inna osoba''

Dojechaliśmy na miejsce, do Kalifornii. Wyszłam z samochodu, po czym stanęłam przed dwupiętrowym domem.  Poczułam się jak zahipnotyzowana,spoglądając na biały budynek, z ogromnymi oknami w których odbijały się promienie słońca.Drzwi wyrzeźbione z jasnego drewna harmonijnie dopasowywały się do reszty. Dach pokryto grafitową dachówką, na której szczycie wystawał komin. Jednak najbardziej rzucał się w oczy ogród, porośnięty dojrzałą trawą. Na jego powierzchni umieszczono basen z drabinką, najwidoczniej nie był używany, ponieważ woda w nim zakwitła. Wpatrując się w obiekt, wspomnienia zaczęły wracać.Wspaniałe chwile spędzone z przyjaciółmi, niezapomniane imprezy, pierwsze miłości, kłótnie, i wiele innych. Teraz nie mają dla mnie takiego znaczenia jak wcześniej. Wszystko się zmieniło. Atmosfera, która wokół panuje jest przytłaczająca. Ulica szara, jakby pogrążona w smutku. Chociaż może tak na prawdę sama jestem temu winna... 
- Kochanie, chodź do środka. - powiedziała nagle mama, przez co wybudziła mnie z przemyśleń. Nie odpowiadając, podążyłam za nią do wnętrza domu. Rozejrzałam się po nim. Salon połączony z kuchnią, białe ściany, posadzka wyłożona ciemnym drewnem, i pokryta białym dywanem. Na środku pomieszczenia skórzana, brązowa kanapa przy ,której stał stolik do kawy. Naprzeciwko przymocowano telewizor do ściany.  Gdzieniegdzie ustawiono doniczki z kwiatami. Pozostałe meble kuchenne wpadały w odcień cappuccino. Po lewej stronie salonu znajdowały się kręcone schody. Użyłam ich, wchodząc na górę. Ujrzałam mały korytarzyk, a na jego końcu drewniane drzwi do mojego pokoju. Uchyliłam je, po czym przekroczyłam próg. Nic się nie zmieniło, ta sama podłoga co piętro niżej, fioletowo-czarne ściany, ogromne łóżko w bieli, z aksamitnym baldachimem i kolorowymi poduszkami. Na prawo biurko, wyrzeźbione z bladego dębu. Jego powierzchnię zajął czarny laptop, firmy Apple, oraz kilka przyborów. Zaraz obok znajdowało się wyjście na balkon, z którego można było dostrzec piaszczystą plażę, o której brzegi obijały się fale.Naprzeciwko mieściła się moja prywatna toaleta. W której ściany i podłoga zostały wyłożone kremowymi płytkami. Środek pomieszczenia zajmowała okrągła wanna, oświetlona kilkunastoma lampkami. Za nią mieściła się ubikacja, oraz obszerne lustro, przy którym umieszczono drewniany blat z zlewem. 
Gdy skończyłam przechadzkę po domu, zeszłam do kuchni, po czym usiadłam na stole, wymachując nogami. 
- Nie zmienialiśmy nic w twoim pokoju,ponieważ nie chcieliśmy abyś się rozczarowała po powrocie.- powiedziała żartobliwie mama. 
- Zastanawiam się gdzie jest moja drewniana szkatułka. Wiesz może o czym mówię? - spojrzałam na nią zaniepokojona, w obawie, że przedmiot "znikł". 
- Nie brałam twoich rzeczy. Poszukaj dobrze. Na pewno się znajdzie. - odpowiedziała mi.
Po tych słowach ruszyłam do pokoju. Zaczęłam zaglądać pod łóżko, wysuwać wszystkie szuflady, starałam się przeszukać każdy kąt. Niestety bez skutków. Zamyślona, udałam się na posłanie. 
Nagle do mych drzwi zapukał Louis, po czym wszedł. 
- Cześć Amy! - usiadł obok mnie.
- Hej. - westchnęłam.
- Coś się stało? - zapytał mnie zdziwiony, obejmując mnie.
- Nie...tylko...zapomniałam gdzie jest moja szkatułka, z kilkoma zdjęciami. 
- Zdjęciami? Przecież wyrzuciłaś je wcześniej. I zajęłaś puste miejsce czymś innym.
- Naprawdę? Co masz na myśli? - . szczerze, nie miałam pojęcia.
- Narkotyki, z ostatnich melanży. - spojrzał na mnie zdziwiony, że nic sobie nie przypominam. 
- Czy ja ćpałam? - zadałam dość głupie pytanie, na które teoretycznie znałam odpowiedź.Pewnie w nadziei, że zaprzeczy.
- Nie tylko ty. - roześmiał się, jakby w tym wszystkim było coś zabawnego. Po czym dodał - Nie należałaś do grzecznych dziewczynek... 
Nagle ogarnęły mną dziwne uczucia. Jakby osoba, którą byłam wcześniej już nie istniała. Zmieniłam się. Zrozumiałam,że sama sobie zapracowałam na wydarzenie z wakacji. Podkusiłam tych chłopaków. Musiałam wszystko przemyśleć.  
Po chwili rodzice krzyknęli, że wychodzą załatwić kilka spraw na mieści. Louis gdy to usłyszał, przybliżył się do mnie, i zaczął całować, wsuwając swą dłoń pod spód mojej koszulki. 
- Przestań! Co ty wyprawiasz?! - starałam się ręką odciągnąć go na bok jednak on był silniejszy. 
- Słonko, czy ty wiesz jak ja za tobą tęskniłem? Za naszymi wspólnymi przyjemnościami... - ściągnął moją bluzkę, po czym popchnął delikatnie na plecy, przytrzymując mnie swoim ciałem.
- Skończ! Proszę, zejdź ze mnie! Nie mam ochoty! - zaczęłam krzyczeć. Gdy ten był nade mną kopnęłam go w przyrodzenie. 
- Co za dziwka! - wkurzył się, chwycił dłonią za obolałe miejsce, dzięki czemu uwolniłam się z jego objęć. Szybko wstałam, biorąc koszulkę i wybiegłam na dwór. Rozpłakana, poszłam w stronę plaży. Gdy dotarłam na miejsce, przysiadłam przy brzegu oceanu. Krajobraz na który patrzyłam był jak idealnie wycięty kadr z filmu. Słońce otoczone lekkimi obłokami, i pomarańczowe niebo stwarzały romantyczny nastrój. Ukojona tymi zjawiskami, otarłam łzy. Tylko jedna myśl zawadzała w mym umyśle... jaką ja byłam dziewczyną. Możliwe, że Cortney by żyła, siedząc teraz ze mną i śmiejąc się wspólnie. 
Te wszystkie kwestie tak mną "zawładnęły", że nie zauważyłam wielkiej sceny stojącej jakiś kilometr za mną. Była ona niedokończona, jeszcze profesjonaliści przenosili przy pomocy maszyn, głośniki i dopracowywali resztę. Nie sądziłam, że odbędzie się koncert. 
Dalej wpatrując się przed siebie, ugniatałam w dłoni piasek. 
Nieoczekiwanie podszedł do mnie pewien chłopak. Posiadał on brązowe włosy, piwne oczy, dość dobrze zbudowany, z nieziemskim uśmiechem, którego "dopieszczały" perłowe zęby. Ubrany został w czarną bokserkę, odsłaniającą jego bicepsy, oraz luźne dżinsowe spodnie. 
Przysiadł obok, po czym odezwał się, mówiąc... 

--------------------------------------------------------------------------
Jak się podoba akcja? Mam nadzieję, że nie przynudzam :) 
                       PRZECZYTAŁEŚ=SKOMENTUJ



środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 1. ,,Wspomnienia powracają"



Nagle poczułam ukłucie w ręce, jakby ktoś wbijał mi igłę w żyłę. Uchyliłam swe powieki. Nie myliłam się, pielęgniarka podłączała mnie pod kroplówkę. Poruszyłam lekko dłonią, po czym powiedziałam...
- Gdzie ja jestem?
- O boże, obudziła się! - kobieta krzyknęła, i wybiegła z sali.
Chwilę później wróciła wraz z lekarzem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w, którym się znajdowałam. Zrozumiałam, że jestem w szpitalu. Jednak nie wiedziałam po co, i dlaczego.
- Pamiętasz coś Amy? - zapytał mnie mężczyzna.
- Nie. Nic nie pamiętam. Dlaczego jestem tutaj? - Czułam wewnętrzny niepokój. W mych myślach był tylko "on".Po chwili lekarz wyszedł. Następnie drzwi się uchyliły,i ich próg przekroczyło dwoje ludzi.
- Kochanie! Jak się cieszę, że ciebie odzyskaliśmy. - kobieta zaczęła płakać ze szczęścia, objęła mnie delikatnie, po czym usiadła przy moim łóżku.
- Nareszcie! Amy, minęło sześć miesięcy. - mężczyzna również ucieszył się mym widokiem, tuląc mnie.
- Kim wy jesteście? Nic nie rozumiem, co ja tutaj robię? - bezradnie odpowiedziałam.
- Jak to? Nie pamiętasz nas? To my, twoi rodzice. - wspólnie powiedzieli.
Wrócił lekarz. Który wyjaśnił im, że moja pamięć może szwankować. Lecz w najbliższym czasie powinnam przypomnieć sobie niektóre wydarzenia. Tym bardziej, że śpiączka nie trwała długo. Przekazał również, aby pokazali mi nasze wspólne zdjęcia. I tak też zrobili.
- Widzisz? Byliśmy na wakacjach, w Turcji. To były niezapomniane chwile... Kochamy się, jesteśmy wspaniałą rodziną. - pokazując zdjęcia, opowiadali mi o wszystkim co się na nich znajdowało.
Przejrzałam fotografie, i zaczęło do mnie docierać, że ci ludzie znaczą dla mnie wiele.
- Już rozumiem...Czy wtedy była z nami Cortney? - wspomniałam o swojej przyjaciółce, gdy wszystko złożyło się w całość.
- Tak... - odpowiedziała mama, zostawiając ślad na mym czole po swojej szmince.
Chwilę później ojciec wyszedł. Widziałam przez szybę, że dzwonił do kogoś.
- Mamo, opowiedz mi jak się tutaj znalazłam. - dociekałam wyjaśnień.
- Skarbie...Nie jest to łatwe. Jednak powinnaś wiedzieć. - odgarnęła dłonią włosy z mego czoła - Było to podczas wakacji. Wracałaś samochodem do domu wraz z Cortney. Nie miałyście prawa jazdy, więc poprosiłyście poznanych tam kolegów o podwiezienie. Jednak oni nie mieli dobrych intencji. Chcieli was wywieźć do lasu i... - kobiecie zaczęły spływać łzy po policzkach - ...zgwałcić. Z tego co wiem dzięki śledztwie, i przesłuchaniom, powiedzieli wam o ich zamiarach w czasie jazdy, ponieważ sądzili, że nie jesteście w stanie uciec na pustkowiu. Z poszlak wynika, że coś musiało się stać w wyniku czego samochód zderzył się z nadjeżdżającym tirem z naprzeciwka. Jeden z chłopaków zginął na miejscu, a drugi popełnił samobójstwo dwa tygodnie później, po przesłuchaniu.
- Co stało się Cortney? - czułam, że wszystko co mówi mama jest prawdą. W moim sercu narastał ból.
- Przywieźli ją do szpitala, i starali się uratować. - odpowiedziała.
- Jak to starali się?! - usiadłam na łóżku, ugniatając w dłoniach pościel.
- Umarła. Przykro mi... - kobieta chciała mnie objąć, jednak ja odepchnęłam jej rękę na bok. Byłam wściekła.
- Nienawidzę tych potworów, przez których jej nie ma! - krzyknęłam, zanosząc się na płacz.
- Amy uspokój się. Jeszcze wszystko się ułoży. - starała mnie uspokoić.
- Ułoży? To tylko puste słowa. - opadłam na łóżko, obróciłam się na bok, a moje oczy napełniły się łzami.
Mama wyszła z sali. Chyba uznała, że potrzebuję czasu aby wszystko przemyśleć. Płacząc przypominały mi się spędzone chwile wraz z Cort. Czułam się wyczerpana. Zasnęłam.
Kilka godzin później uchyliły się drzwi.Do pokoju wszedł chłopak. Wysoki blondyn, z niebieskimi oczami. Uśmiechnął się gdy mnie ujrzał, i szybko usiadł obok, po czym oddał pocałunek na mych ustach. Nie wiedziałam jak mam się zachować, nie pamiętałam go. Zdziwiona byłam gdy nasze usta się złączyły. Jednak z bezradności pozwoliłam mu na to.
- Amy, czy ty wiesz ile ja na ciebie czekałem? - chwycił mnie za dłoń.
- Nie rozumiem. Kim ty jesteś dla mnie? - odpowiedziałam zakłopotana.
- "Tylko ty i ja" - zacytował - Jesteśmy parą. Kochamy się. - chciał mnie objąć gdy leżałam, ale dodałam...
- Zostaw mnie. Kompletnie sobie ciebie nie przypominam. Powinnam pamiętać chociaż coś na twój temat...jednak pustka. - wyraziłam niechęć do niego.
- Proszę ciebie, nie mów tak. Jeszcze wszystkie wspomnienia wrócą. Potrzeba dni, lub miesięcy, jak to lekarz powiedział. - wyciągnął z swej kieszeni srebrny naszyjnik z sercem, po czym wręczył mi go, wsuwając w mą dłoń.
- Jak masz na imię? - spojrzałam na łańcuszek, który spodobał mi się.
- Louis. - uśmiechnął się. Zauważyłam,że w jego oczach jest światełko nadziei.
- Przepraszam...ale nie mogę go przyjąć.Potrzebują czasu aby wszystko poskładać.
- Rozumiem. Przyjdę do ciebie jeszcze kochanie. Wpadnę jutro. - odpowiedział, po czym musnął mój policzek i wyszedł z pomieszczenia.
Zjawili się rodzice. Przynieśli mi wielką tacę z jedzeniem.
- Słonko, byliśmy w restauracji na dole. - powiedział tata, kładąc na mój stolik pożywienie.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna. Nic nie przełknę.
- Musisz coś zjeść, jesteś strasznie chuda. - mama starała się mnie nakłonić.
- Jak nie chce niech nie je dzisiaj, z resztą i tak jest cały czas pod kroplówką. - zasugerował ojciec.
- Czy Louis, i ja byliśmy razem? - zapytałam znienacka.
- Tak, jesteście nadal. Musicie tylko odbudować wasze relacje. On jest wspaniałym chłopakiem. Daj mu szansę. - odpowiedziała mama.
- Dobrze. - Zgodziłam się, jednak w myślach miałam zarys mężczyzny z mojego snu. Wiedziałam, że to nie był Louis. Tamten dotyk był inny...delikatniejszy, spokojniejszy, jednym słowem idealny. Chciałam powrócić do niego, zostać przy nim i odciąć się od tego świata. Pomimo, że dopiero co się obudziłam. Nie zależało mi na niczym. Za dużo wszystkiego jak na jedną dobę.
- Kiedy mnie wypuszczą ze szpitala? - po chwili dodałam.
- Lekarz powiedział, że niedługo wrócisz do domu. Wszystko zależy od twojego stanu zdrowia. - odrzekł tata.
- Pozwólcie, że prześpię resztę tego dnia. Mam dosyć już.
- Oczywiście, skarbie. Już idziemy, musieliśmy się tobą nacieszyć. Przyjdziemy do ciebie jutro. - odpowiedzieli, po czym ucałowali mnie, i wyszli.
Myślałam nad tym czego się dowiedziałam, wypadkiem, przyjaciółką, Louis'em, i sensem tego.Wspomnienia zaczęły powracać. Poszłam spać w nadziei, że spotkam "Go" ponownie.
Niestety, tak się nie stało. Następnego ranka, do sali weszła pielęgniarka, która odłączyła mnie od kroplówki, budząc mnie tym. Podała śniadanie. Zjadłam połowę, po czym podziękowałam.
Gdy rozpoczęła się godzina odwiedzin, rodzice byli już na miejscu.
- Rozmawialiśmy dzisiaj z lekarzem. Jutro będziesz mogła wyjść z szpitala. - odrzekła mama, tuląc się do mnie, po czym dodała - Myśleliśmy nad tym abyś po powrocie urządziła jakąś mini imprezę dla przyjaciół.
- Nie mam ochoty. Nadal rozmyślam o Cortney. Po za tym, czy ja mam przyjaciół? - odpowiedziałam wkurzona.
- W szkole byłaś przewodniczącą, duszą towarzystwa.
- Ludzie się zmieniają. Ten wypadek, zostawił piętno w moim umyśle. Nie potrafię od taka wrócić do "dawnej mnie".
- Dajmy jej czasu kochanie - odezwał się ojciec do mamy.
Dyskutowaliśmy jeszcze jakieś dwie godziny, aż zjawił się Louis. Rodzice wyszli, zostawiając nas samych.
- Cześć Amy. - powitał mnie chłopak, wyciągając zza swoich pleców wielki bukiet czerwonych róż.
- Cześć. To dla mnie? - usiadłam po turecku na łóżku.
- Dla kogo innego, jak nie dla ciebie... - roześmiał się, po czym włożył go do wazonu, napełnionego wodą.
- Dziękuję, że się starasz. - dodałam.
- Gdybyś była mi obojętna, nawet bym tutaj nie przychodził. Lecz tak nie jest. - odrzekł, i usiadł obok mnie.
- Wiem już co nieco o nas. Wieczorem przypomniałam sobie kilka chwil spędzonych razem. To jak się poznaliśmy również.
- Cieszę się,że są jakieś postępy. - Naprawdę sprawiło mu to radość.
Milczałam, nie wiedząc o czym mamy rozmawiać. Czułam się obco przy nim. Dlatego on sam zaczął mówić...
- Dużo się działo gdy byłaś "nieobecna". W szkole tęsknią za tobą. Wybraną inną przewodniczącą.
- Mhm...Nie pamiętam osób z liceum. Nikogo poza tobą, i Cortney. - westchnęłam.
- Ach tak Cor... - chciał coś powiedzieć, jednak "ugryzł się" w język.
- Twoje epickie imprezy są zapamiętane do teraz. - roześmiał się, starając rozluźnić atmosferę.
- Wiem, że ona nie żyje. - odpowiedziałam na pierwsze jego zdanie, udając, że drugiego nie słyszałam.
- Przykro mi. Gdybym wtedy wiedział w jakim jesteście niebezpieczeństwie nie pozwoliłbym wam samym wrócić.
- Nie rozumiem. Wtedy byliśmy razem tam? - zapytałam zdziwiona.
- Tak. - przełknął ślinę, na jego twarzy pojawił się wyraz zakłopotania a zarazem strachu.- Myślałem, że pamiętasz. - dodał.
- Opowiedz mi dokładniej jak wszystko się potoczyło. - odrzekłam.
- Nie teraz. Przyjdzie na to czas. Nie chcę na razie ciebie obarczać tym. - zauważyłam, że coś ukrywa przede mną.
- Mam nadzieję, że wszystko mi wyjaśnisz. Nie lubię tajemnic.
- Bez obaw kochanie... - przysunął się do mnie, po czym chwycił dłonią za mój podbródek, chcąc pocałować usta. Jednak odwróciłam twarz w bok.
- O co chodzi? - zapytał, z grymasem.
- Mówisz mi, że jesteśmy wspaniałą parą, kochamy się i tak dalej. Ja nie czuję nic do ciebie. - powiedziałam prosto z mostu.
- Amy, teraz tak uważasz, ale zmieni się. Jeszcze uczucia powrócą.
- Mam taką nadzieję. Jutro wychodzę z szpitala. - zmieniłam temat.
- To świetnie. W takim razie odwiedzę cię w domu. - uśmiechnął się na samą myśl.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym czas odwiedzin się skończył. Pożegnaliśmy się.
Nazajutrz byłam już gotowa na powrót. Mama z tatą przyjechali po mnie. Wsiedliśmy w samochód, w którym jadąc wspominaliśmy wspólnie spędzone chwile.

Dotarliśmy na miejsce....

----------------------------------------------------------------------------
Jak mi wyszedł pierwszy rozdział? :) Proszę o komentarze, opinie.

wtorek, 18 grudnia 2012

Prolog

Po moim ciele przeszły dreszcze, rozejrzałam się dookoła, tylko ciemność mnie otaczała. Nie widziałam niczego...Dotknęłam dłonią ściany przy, której stałam, była lodowata. Poszłam przed siebie. Pomieszczenie w którym się znajdowałam, przypominało tunel. Nie wiedziałam co mam robić, zaczęłam biec. Starałam się wołać o pomoc jednak nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Była cisza, czułam się jak w próżni, z tym, że mogłam oddychać. Biegnąc co raz szybciej, łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nagle w oddali pojawił się promyk światła. Przyspieszyłam w obawie, aby nie zniknął. Zbliżyłam się na tyle, że zaczął razić mnie w oczy. Przymrużyłam powiekę, zasłaniając twarz dłonią. Z tej jasności wyłoniła się postać mężczyzny. Podszedł do mnie, i uśmiechnął się. Wtedy poczułam się bezpieczna, jakbym od zawsze go znała. Przestałam płakać, a on przetarł dłonią ostatnią łzę z mego policzka. Uniósł moją twarz ku jego, trzymając za podbródek, po czym spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam jak mam się zachować, stałam jak wryta, jak marionetka. Po chwili uchylił swe usta, mówiąc :
- Nie bój się, jestem przy tobie...
Chciałam mu odpowiedzieć, jednak nie mogłam.Chwilę potem odwrócił się, i odszedł. Promyk światła zaczął gasnąć. 
Nagle...


-------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podoba. Prolog trochę krótki, jednak na razie nie chciałam zdradzac więcej. Pewnie i tak domyślacie się wydarzeń dalszej części. Rozdziały będą dłuższe.
Każdy kto przeczytał proszę aby zostawił po sobie komentarz wraz z opinią :)