czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 7 ,,Napastnik"

 
   Nazajutrz obudziłam się na posłaniu, uchylając powieki, które były przytwierdzone przez posklejany tusz na mych rzęsach. Dłonią przetarłam resztki makijażu spod oczu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zasłonięte czerwone, ciężkie firany nie przepuszczały promieni słońca do środka. Gdyby nie lampka znajdująca się na drewnianej komodzie, po prawej stronie klasycystycznego łóżka mogłabym stwierdzić, że ciemność ogarnęła ten pokój. Ściany pokryte zieloną farbą zostały obwieszone kilkoma obrazami, przedstawiającymi różnokolorowe kwiaty. 
Nieprzytomna do końca, wstałam z pościeli w kolorze złota. Poczułam niepokój, i strach. Wiele pytań nasuwało się w mojej głowie... 
Gdzie ja jestem? Czy ktoś mnie skrzywdził gdy straciłam świadomość nad teraźniejszością? Lub czy zamierza to zrobić? ...
Roztrzęsiona całym przebiegiem wydarzeń podeszłam do masywnych, mahoniowych drzwi. Ujęłam w dłoń mosiężną klamkę z nadzieją, że zobaczę znajomą mi ulicę, i wydostanę się. Naparłam na nią chcąc otworzyć wrota. Niestety na marne, ani drgnęły. W mym umyśle pojawiła się kolejna faza strachu, powiązanego z furią. Podskoczyła adrenalina. Napad złości spowodował, że zaczęłam wykrzykiwać przekleństwa, i wysuwać szuflady z pobliskiej komody. Zdesperowana przewróciłam lampę, zbijając szklany klosz wraz z żarówką. Właśnie w tej chwili drzwi się uchyliły...
U ich progu stanął mężczyzna, który prowadził mnie po schodach z toalety. Jego rysy twarzy ukazały zdenerwowanie. Zmarszczył czoło. Niebieskie oczy przepełniły się nienawiścią. Brązowe włosy nienagannie ułożone wskazywały, że nadmiernie spogląda w lustro. Miał na sobie dżinsowe spodnie, oraz granatową bluzę z kapturem. Na jego stopach wieńczyły czarne tenisówki. Był szczupły, jednak jego masywne ramiona oraz wysoki wzrost sprawiały, że nie miałabym szans na siłowanie się z nim. Wpatrywałam się w niego, oszołomiona. 
Podszedł do mnie zdecydowanym krokiem. 
- Mówiłem, że się jeszcze spotkamy, Amy. - kąciki ust mężczyzny wykrzywiły się w ironiczny uśmiech. - Tak szybko stąd nie wyjdziesz. 
Zrobiłam krok w bok, aby ominąć go i szybko podbiec do wyjścia. Jednak zatrzymał mnie, chwytając za ramię. Uniosłam wzrok na niego. Wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji. Potrząsnął mą ręką, wbijając spojrzenie w tęczówki. 
Stałam nieruchoma, czekając co zrobi. Trzymając mnie, zakluczył drzwi. Następnie popchnął w stronę łóżka, na które zaraz po tym upadłam. Usiadł obok, gdy ja zmieniałam pozycję z leżącej. 
- Czego chcesz?! - wydobyłam z siebie nurtujące mnie pytanie.
- Zakończyć to wszystko, ten cały burdel! Żeby to wykonać, muszę ciebie zabić złotko. - mówiąc to ścisnął dłonią moje poliki, i przybliżył twarz do siebie. 
Pod wpływem wściekłości wydobyłam z buzi ślinę, którą splunęłam, trafiając w jego oczy.  
- Szkoda tylko, że nie udało mi się sprowadzić tutaj Louisa.  Na pewno byłoby tobie raźniej! - mężczyzna przetarł rękawem substancję. Opuścił dłoń z mej twarzy , po czym uderzył w nią, powodując odchylenie głowy na bok i piekielny ból przeszywający całą czaszkę. - W dodatku mógłby popatrzeć jak rujnuję ci życie! 
- Zostaw mnie w spokoju świrze! - wykrzyknęłam w jego stronę, dotykając zranionego miejsca na skórze. - Wytłumacz mi wszystko, nic nie rozumiem! - odrzekłam bezradnie w nadziei, że ten koszmar się skończy.
- Nie udawaj głupiej, suko! - mężczyzna wstał, i zaczął wymachiwać rękoma aby podkreślić siłę jego emocji. - Tamtej nocy nic by się nie stało gdyby nie wy, mój brat przez was nie żyje! - poruszył łóżkiem z całych sił, aż się przesunęło wraz ze mną.
Chłopak znajdował się w takiej furii, że postanowiłam go delikatnie uspokoić, w innym wypadku mogłabym marnie skończyć. Wstałam.
- Spokojnie...Nie pamiętam zdarzeń z tego wydarzenia. - mówiłam do niego ostrożnie, lecz głos drżał mi, a ręce trzęsły się. - Powiedz dokładniej.
- Ty, Louis i ta pizda Cortney chcieliście amfetaminy! Pojechaliśmy do lasu! Louis za nami ruszył furgonetką. Gdy już dotarliśmy, twoja przyjaciółeczka wzięła cały towar i wpakowała go do samochodu Louisa! Więc zabraliśmy ciebie aby oddali nam! Ta dziwka była tak nachlana, że za wszelką cenę nie pozwoliła twemu chłoptasiowi zjechać na zbocze drogi! Wtedy ty... - mężczyzna zamierzał dokończyć swoją wypowiedź, jednak nieoczekiwanie zadzwoniła komórka w kieszeni jego spodni. Wyciągnął ją. Od razu rozpoznałam telefon, ponieważ należał on do mnie...
- Proszę, pozwól mi odebrać...Wszyscy na pewno się denerwują gdzie jestem. - powiedziałam, nie wiedząc co mam zrobić by wydostać się.
- Hm...aż tak bardzo Justin martwi się o ciebie...? - roześmiał się ironicznie, spoglądając w ekran urządzenia. - Może przekażę mu, że już więcej ciebie nie zobaczy? - w tym momencie podszedł do mnie dynamicznie, i objął mnie od tyłu przyciskając swą dłoń do mych ust. Jego uścisk był tak silny, że nie mogłam nabrać w pełni powietrza do płuc. Starałam się wyrwać jednak ramiona chłopaka mi na to nie pozwoliły. Odebrał komórkę.
- Chcesz z swoją Amy porozmawiać? - odezwał się do Justina.
- Słucham? - odpowiedział.W tej chwili zaczęłam wydawać odgłos spod jego dłoni, aby Justin zorientował się, że potrzebuję pomocy. - Amy...Gdzie jesteś?! To są jakieś żarty?! - wykrzyknął rozmówca.
Rozłączył się.
Byłam cała roztrzęsiona, łzy zaczęły wypływać spod mych zamkniętych powiek. Wpadłam w furię. Gdy mężczyzna rozluźnił uścisk, cofnęłam łokieć uderzając go w brzuch. Wypuścił mnie z swych objęć. Przechylił się tułowiem do przodu, dotykając bolesnego miejsca. Wyczułam, że jest to dobry moment na ucieczkę. Podbiegłam do okna, przesunęłam firanę. Liczyły się sekundy. Otworzyłam okiennicę. Spojrzałam w dół. Od ziemi dzieliły mnie około dwa metry. Serce kołatało mi jak nigdy dotąd. Stanęłam na parapecie gotowa do skoku.Wszystko wykonywałam w szybkim tempie. Człowiek pod wpływem adrenaliny jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Uniosłam wzrok na napastnika. Wyprostował się do pionu...
- Ty kurwo! Dorwę cię i rozszarpię na kawałki! - mówiąc to szybkim krokiem kierował się w stronę okna. Wyglądał jak spragniony krwi wilczur, który zrobi wszystko by zdobyć swą ofiarę. Już wyciągał rękę w mą stronę. Nie myśląc dłużej...
Skoczyłam.
Trafiłam w krzaki, które w pewnym stopniu zamortyzowały upadek. Nie miałam czasu na zastanawianiu się nad bólem. Nie odczuwałam go, ponieważ rdzeń nadnercza wyprodukowała taką dawkę hormonu, że nie pozwoliła mi dopuścić do myśli, że powinnam płakać z cierpienia. Ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam co to za ulica, gdzie się znajduję. Wyglądała jak typowa miejscówka dla meneli, i patologicznych rodzin.
Przeszły dwie kobiety obok, lecz nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Idąc odwróciłam się. Napastnik wychodził z kamienicy w której wcześniej się znajdowaliśmy. Zauważył mnie...
- Nie uciekniesz mi! - krzyknął w moją stronę.
Zaczęłam biec, jednak poczułam ból w nodze, który spowolnił tempo. Mężczyzna był coraz bliżej. Pot strumieniem spływał po mej skórze, krew szybciej pulsowała. Kończyły mi się siły na dalszą ucieczkę. Nie chciałam się poddawać, lecz moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Nasunęła mi się myśl, że to ostatnie chwile życia. Przymknęłam powieki w nadziei na cud. Wycieńczona dawałam napastnikowi szansę na wygraną. Skręciłam w ulicę, w prawo.
Nieoczekiwanie zatrzymał się przede mną samochód, z którego wyszedł Justin.
Objął mnie ramieniem, i doprowadził do drzwi pasażera wozu...
- Szybko jedź... - wydusiłam z siebie.
W tym momencie chłopak chwycił za sprzęgło i ruszył pojazdem.
- Amy, kto ci to zrobił?! Jedziemy do szpitala. - powiedział w czasie jazdy.
Nawet nie spojrzałam na niego. Było mi wstyd, że widzi mnie w takim stanie. Odwróciła się w stronę szyby, skuliłam nogi pod siebie.
- Proszę, nie do szpitala. Nie zabieraj mnie tam, Justin... Poza tym moi rodzice nie mogą mnie teraz zobaczyć. Nie chcę by widzieli jak cierpię. - powiedziałam, cała roztrzęsiona.
- Lekarz musi cię przebadać! - krzyknął abym ustąpiła.
- Błagam ciebie nie zawoź mnie tam. Sama się zaopatrzę. - starałam się go namówić.
Zauważyłam, że skręcił z trasy wiodącej do szpitala.
- Dobrze. Pojedziemy do hotelu, w którym się zatrzymałem.
- Dziękuję... - dodałam krótko.
Dojechaliśmy na miejsce. Wspólnie weszliśmy do środka ogromnego budynku.
Wbiłam swój wzrok w ziemię. Nie rozglądałam się, nie chciałam patrzeć w oczy ludiom i domyślać się co o mnie myślą. Wjechaliśmy windą na górę. Justin cały czas pomagał mi iść, podpierając mnie.
Dotarliśmy do jego apartamentu...


---------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się wam podoba. Wyjaśniłam trochę wydarzenie z "tamtej nocy".
Chciałabym abyście więcej komentowali, ponieważ zauważyłam, że w wcześniejszych częściach opowiadania wyrażaliście chętniej swe opinie. Tzn. pisaliście po 15 komentarzy, a teraz w ostatnich postach jest ich zaledwie 6/8.
Dlatego też...

                                        12 komentarzy = nowy rozdział.

Dopóki moja prośba nie zostanie spełniona, ja również nie spełnię waszej i nie napiszę kolejnej części.


wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 6 ,,Romansidło..."

Pewnego dnia postanowiłam poopalać się na plaży. Sprzyjała temu idealna pogoda, z resztą w końcu to Kalifornia. Założyłam czarne bikini, z przewiązywaną górą pomiędzy piersiami, dzięki czemu nie posiadała ona ramiączek. Wzięłam słomianą torbę do, której spakowałam butelkę wody, koc, i oczywiście olejek. Gotowa ruszyłam w stronę wyznaczonego miejsca. Dotarłam tam po pięciu minutach, ponieważ kawałek dzikiej plaży znajduje się naprzeciwko mego domu. Jest to cichy zakątek, porośnięty gdzieniegdzie trzcinami. Nasmarowałam się olejkiem, rozłożyłam koc, po czym położyłam się na nim.  Słońce prażyło, odbijając swe promienie o taflę oceanu. Obrócona twarzą w jego stronę rozkoszowałam się, zrelaksowałam.
Nieoczekiwanie nade mną pojawił się cień, który zasłonił dostęp do światła. Zrezygnowana uchyliłam powieki by dowiedzieć się przyczyny.
Byłam zaskoczona gdy ujrzałam Justina, uśmiechającego się w moją stronę. Miał na sobie białą bokserkę, odkrywającą jego umięśnione ramiona, oraz dżinsowe spodnie do kolan, które jak zwykle były opuszczone dzięki czemu wystawał czerwony pasek od bokserek. Na nogi założył czarne sportowe, buty.
Po chwili Szybko zmieniłam pozycję na siedzącą, mówiąc...
- Justin.. Co ty tutaj robisz? - zapytałam. Na prawdę ucieszyłam się z jego widoku.
- Wolałbym usłyszeć od ciebie słowa takie jak "Cześć, jak dobrze cię widzieć!". - roześmiał się.
- Wybacz, ale nie spodziewałam się ciebie tutaj. - wstając, odwzajemniłam uśmiech.
- Twoja mama powiedziała, że tutaj jesteś. Z resztą ślicznie wyglądasz w tym stroju... - objął mnie delikatnie na powitanie.
- Dziękuję... - powiedziałam lekko zawstydzona, po czym dodałam - Jest tak gorąco, że nie mam ochoty się dzisiaj stąd ruszać.
- Nie ma sprawy, posiedzimy wspólnie na plaży. - mówiąc to, ściągnął z siebie koszulkę, a następnie buty.
Od razu mój wzrok powędrował na jego tors. Zauważyłam, że ma tatuaż, koronę po lewej stronie. Chcąc uciec z niezręcznej sytuacji, powiedziałam...
- Pójdziemy popływać? - zaproponowałam.
- Nie wziąłem ze sobą kąpielówek. Jednak zawsze mogę wejść w spodniach. - nagle wziął mnie na ręce, po czym wbiegł tak do wody. Następnie wspólnie zanurzył nas prawie do ramion.
Gdy udało mi się wydostać z jego objęć, krzyknęłam rozbawiona...
- Teraz tego pożałujesz! - zaczęłam go chlapać.
-  Nadal nie żałuję, Amy! - odwzajemniał się tym samym.
Po chwili do nosa dostała mi się woda. Dlatego odwróciłam się w przeciwną stronę chłopaka, zasłaniając dłońmi twarz. Ten nagle podszedł od tyłu i objął mnie, kładąc swe dłonie na mych biodrach. Jego dotyk hipnotyzował ,i obezwładniał każdą część mego ciała. Wiedziałam, że nie mogę dać ponieść się temu uczuciu, więc delikatnie wysunęłam się z jego ramion. Następnie wróciłam na koc, kładąc się na nim. Justin powędrował za mną, czyniąc to samo. Leżeliśmy obok siebie, kiedy nagle odezwał się...
- Zawsze tak sama lubisz spędzać czas na plaży? - zapytał, unosząc wzrok na mnie.
- Straciłam kontakty z znajomymi... - zamilkłam - Miałam kiedyś przyjaciółkę, taką od serca. Mogłam wszystko jej powiedzieć, byłyśmy jak siostry. Nawet zazdroszczono nam tak trwałych kontaktów. - powiedziałam, uciekając wzrokiem w ocean.
- Co się stało, że już się nie przyjaźnicie?
- Jej śmierć nas rozdzieliła. - tymi słowami wbiłam sobie nóż w serce. Łza spłynęła po mym policzku.
- Musiało ci być ciężko. Jednak czas płynie dalej, Amy. - dłonią otarł mi łzę.
- Tak wiem. Muszę jeszcze się odnaleźć. - roześmiałam się lekko, nie chcąc psuć atmosfery moim humorem.
- Chodź, idziemy na lody! - mówiąc to, szybko wstał, po czym złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.
Wzięłam torbę z rzeczami, i wspólnie ruszyliśmy w stronę lodziarni.
- Jaki smak proponujesz? - zapytał, gdy już doszliśmy.
- Hm... cytryna i mięta. - uśmiechnęłam się do niego, stojąc przy okienku w którym mężczyzna sprzedawał produkty.
- Dwa razy cytryna i mięta, poproszę! - zamówił.
Po chwili już mieliśmy rożki w dłoniach. Postanowiliśmy, że przejdziemy się na molo. Na ulicach wszyscy przechodni byli lekko poubierani, niektórzy przemieszczali się w strojach kąpielowych. Wokół budynków znajdowały się wysokie palmy. Czuć było słoneczny klimat. Słońce świeciło niemiłosiernie.
Gdy doszliśmy w zamierzone miejsce, zaczęliśmy spacerować po betonowej przystani, umocnionej na prętach w dnie oceanu. Ciągła się kilka kilometrów.
Idąc wydawało się jakbyśmy szli w stronę pomarańczowego nieba. Konsumując zakupione lody patrzyliśmy przed siebie. Justin odezwał się....
- Ta chmura, o tutaj... - wskazał - Przypomina mi ciebie, gdy się śmiejesz.
- Co? Porównujesz mnie do pingwina? - roześmiałam się.
- To miał być komplement, ale jak wolisz. - zażartował - Pozwól mi spróbować twojego loda...
- Przecież mamy takie same smaki - powiedziałam, jednak podstawiłam mu rożek pod usta.
- Twoje smakują lepiej. - odrzekł, gdy polizał.
- Nie wymyślaj. - rozbawiona, nabrałam na palec troszkę przekąski po czym, lekko ubrudziłam mu nos, zostawiając na nim kropkę po lodzie.
- Amy! Teraz musisz to zlizać! - oburzony, roześmiał się.
- Chyba śnisz... - robiąc krok w tył, poruszałam przecząco głową.
- Chodź tu, do mnie! - chcąc mnie złapać, podszedł.
Gdy to zauważyłam zaczęłam się śmiać i biec na koniec mola. Chłopak starał się mnie dogonić. Po chwili dotarłam na miejsce, i stanęłam przy barierce skierowanej w stronę oceanu. Justin zbliżył się od tyłu, po czym położył swe dłonie na mojej talii i również zaczął wpatrywać się w horyzont. Nic nie mówiliśmy, kompletna cisza. Ludzi praktycznie nie było, nie licząc jednej pary siedzącej na ławce. Wiatr delikatnie dawał znaki, zwiększając fale. Niebo przybrało ciepłych kolorów. Słońce zaczęło zachodzić.W dodatku miałam go przy swym boku...
- Muszę przyznać, że czuję się jak w romansidle... - powiedziałam, nie odwracając się.
- Takie chwile są najpiękniejsze. - mówiąc to, Justin obrócił mnie w swoją stronę, po czym spojrzał w me oczy. Zrobiłam to samo, zagłębiłam się w jego brązowych tęczówkach. Oddech chłopaka był coraz bliżej...
Nasze usta spotkały się w delikatnym, intensywnym i rozkosznym pocałunku. Miał wspaniałe, miękkie wargi. Jego skóra pachniała świeżością i latem. Obejmując mnie nie przestawał całować. Oddałam się mu. Wplotłam swe palce w jego włosy, nie chcąc aby przestawał. Gdy już wystarczająco wymieniliśmy się DNA, oddaliliśmy swe twarze. Lekko zawstydzona, spuściłam wzrok w dół. Chwycił moją dłoń w swoją, po czym złożył je obie w serce, kierując w stronę słońca. Zaczarował mnie...
- Chodź, wracajmy już. Odprowadzę cię do domu. - powiedział.
Po tych słowach wspólnie wróciliśmy. Stanęliśmy na ganku, pod drzwiami.
- Cieszę się, że przyjechałeś. - powiedziałam szczerze, unosząc wzrok na niego.
- Wynająłem pokój w hotelu Hilton na kilka dni. - mówiąc to pozytywnie mnie zaskoczył.
- Sprawy biznesowe? - zapytałam.
- Nie tylko, również dla ciebie. - uśmiechnął się, po czym stojąc przede mną położył swą dłoń na mych plecach, i przyciągnął do siebie.
Tym razem ja jako pierwsza złożyłam pocałunek na jego ustach. Wsuwając swój języczek, i pieszcząc delikatnie jego podniebienie. Odgarnął palcem kosmyk włosów z mej twarzy. Pożegnaliśmy się.
Następnie wsiadł w samochód i odjechał.
Wróciłam do swojego pokoju, witając się po drodze z rodzicami. Włączyłam laptopa, po czym weszłam na Facebook'a. Otrzymałam wiadomość od Louisa. Zaprosił mnie na swoją imprezę, która odbędzie się dzisiaj za jakąś godzinę.
Zastanawiałam się czy zadzwonić do Justina i wziąć go ze sobą. Zrezygnowałam z tej myśli, ponieważ nie wyglądałoby to dobrze... dla jego kariery, w oczach moich znajomych.
Szybko wsunęłam na siebie granatową, zwiewną sukienkę bez ramion, obszytą cekinami na wysokości klatki piersiowej. Na nogi założyłam czarne szpilki na niezbyt wysokim obcasie. Podmalowałam rzęsy, usta błyszczykiem. Do włosów użyłam lokówki, dzięki czemu gdzieniegdzie na ich końcach powstały loczki. Gotowa ruszyłam do domu Louisa. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Posiadał on mieszkanie do którego wchodziło się od strony plaży. Budynek pomalowano na biało, z czym komponowała się jasno czerwona dachówka. Okna drewniane dopasowywały się do ogromnych, szklanych drzwi po których bokach ustawiono doniczki z kwiatami.
Nie pukając weszłam do środka, ponieważ muzyka grała na tyle głośno, że nikt by nie usłyszał. W salonie było z ponad czterdzieści osób. Połowa z nich wyglądała na pijanych. Nagle podeszła do mnie Eve - moja koleżanka z którą znałam się od podstawówki. Miała ciemną karnację, piwne oczy, oraz czarne włosy. Ubrała się w zieloną sukienkę na ramiączkach. Na nogi założyła szpilki, wpadające w kolor turkusu...
- Cześć, Amy! Dobrze ciebie widzieć. Louis mi wspominał, że dostałaś zaproszenie. - powiedziała, rozradowana.
- Cześć Eve... Tak, nie chciałam spędzić reszty wieczoru w łóżku. Muszę się jakoś rozerwać. - mówiąc to, roześmiałam się.
- To świetnie się składa... Chodź, dam ci coś do picia. Pomagałam organizować tą imprezę. - chwyciła mnie za dłoń, po czym wspólnie podeszłyśmy do barku stojącego na środku pomieszczenia. Był on okrągły, a wewnątrz znajdował się mężczyzna, który rozdawał alkohol.
Gdy nas zauważył, wysunął spod lady dwa trunki. Następnie podał je nam. Nie chciałam wyjść na dziecinną, dlatego nie odmówiłam. Niepewnie wzięłam go w dłoń. Razem z Eve wypiłyśmy za jednym zamachem. Zaraz po tym wtopiłyśmy się w tłum, pośród tańczących. Wszyscy dobrze się bawili. Zaczęłam poruszać się w rytm szybkiej muzyki. Nieoczekiwanie podszedł do mnie Louis...
- Już myślałem, że nie przyjedziesz, Amy. - zaczął tańczyć obok.
- Jak widać jestem! - krzyknęłam, aby melodia mnie nie zagłuszyła.
- Jak tam twój chłoptaś? - mówiąc to miał na myśli Justina.
- Doskonale! Ty jeszcze żadnej nie wyrwałeś, haha?! - odpowiedziałam w taki sposób, ponieważ wkurzyła mnie jego wścibskość.
- Tak się składa, że mam kilka na oku. - roześmiał się mi prosto w twarz.
Po chwili po prostu odeszłam od niego, udając się z powrotem do Eve.
- Amy, co taka niemrawa jesteś? - dziewczyna podeszła do barku po kolejną kolejkę drinków. Podała mi jeden z nich, po czym uniosła kieliszek w górę aby wznieść toast. Opróżniłyśmy naczynia do dna. Z powrotem wróciłyśmy na parkiet, i zaczęłyśmy tańczyć pośród ludzi. Kilkoro znajomych się ze mną przywitało, chociaż nawet ich nie pamiętałam.
I tak w kółko alkohol, taniec, rozmowy... aż upłynęły cztery godziny. Byłam "lekko" podpita. Musiałam skorzystać z toalety, dlatego przeprosiłam towarzystwo i udałam się do niej.
Weszłam po schodach, podtrzymując się barierki bo w innym wypadku runęłabym na ziemię. Przekroczyłam próg drzwi ubikacji, po czym oparłam się o ścianę z białych kafelek. Zjechałam plecami na dół. Opuściłam głowę pomiędzy nogi. Nieoczekiwanie wzięło mnie na wymioty, chciałam zdążyć na czworaka dotrzeć do WC jednak mój żołądek zrobił swoje. Siedziałam na podłodze przechylając się na boki. Obraz zaczął wirować, przedmioty podwajały się. Czułam, że odlatuję. Wyciągnęłam komórkę z kopertówki, aby zadzwonić po taksówkę, już chciałam wybierać numer kiedy nagle pojawił się nieznany mi chłopak. Dokładnie nie udało mi się mu przyjrzeć. Pamiętam, że miał brązowe włosy, niebieskie oczy i skojarzył mi się z serialowym Nate'm z Plotkary. Podniósł mnie z ziemi, oparłam swoją rękę o jego ramię. Powiedział..
- Dziewczyno, nieźle się urządziłaś. Gdzie mieszkasz, odprowadzę ciebie do domu?
- Na River street... - kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.
Schodziliśmy po schodach, i na tym film się urwał...



-------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wyraźcie swoje opinie.
Postaram się dodawać częściej kolejne treści opowiadania.



środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 5 ,,Jedno zdarzenie niszczy drugie'''

Śniąc poczułam na szyi ból, jakby coś ostrego wbijało się w moją skórę. Przebudzona tym uczuciem, uchyliłam powieki.
Stało się to czego nigdy bym nie przypuszczała...
Nade mną znajdował się mężczyzna w kominiarce. Wysoki, i dobrze zbudowany, po przyjrzeniu się mu zauważyłam, że ma zielone tęczówki. Ubrany został w czarną,odpiętą, skórzaną kurtkę, przeszytą w środku białym futrem. Pod nią miał szarą koszulkę, poniżej ciemne dżinsy. Trzymał w ręce nóż, który przyłożył do mojej krtani. Chciałam wołać o pomoc. Jednak on zaczął napierać dłonią na me usta, przez co nie mogłam wydobyć dźwięku. Kiedy próbowałam się wyrwać, chwycił mnie za ramię, i wytargał z łóżka, następnie popchnął w stronę ściany przy, której przycisnął się do mnie, cały czas trzymając nóż na mej szyi, oraz nie pozwalając nic mówić. Roztrzęsiona, nie wiedziałam co robić. Me oczy napełniły się łzami, które starałam zatamować.
 Po chwili przybliżył swą twarz do mojej, po czym powiedział...
- Mówiłem, że się spotkamy Amy... - wysyczał do mego ucha.  - Jednym machnięciem noża mogę ciebie zabić, przecinając tętnicę.
Skierowałam wzrok na ostre narzędzie. Pot zaczął spływać po mym czole.
- Jeżeli wygadasz się komukolwiek, że żyję i, że zgwałciłem twoją przyjaciółeczkę w aucie, to spotka cię to samo. Tylko, że pozwolę tobie cierpieć do końca złotko. Zrozumiałaś?! - krzyknął. W odpowiedzi poruszyłam delikatnie głową na "tak". Po chwili dodał - Nikomu nie mów, że byłem u ciebie... Jeszcze jedno. Pozdrów Louisa ode mnie... do niego też wpadnę z wizytą. - opuścił nóż z mej szyi, oraz dłoń z ust, i wyszedł przez taras, schodząc na ogród dzięki drabinie.
Stałam pod ścianą jeszcze przez jakiś czas, po czym dotykając jej plecami zsunęłam się na dół. Czułam się jak lalka posłuszna obcemu człowiekowi. Nie udało mi się wyrwać, i wbić mu ostrza gdziekolwiek, aby  wykrwawić go na śmierć. Znienawidziłam tego człowieka. Z jednej strony chciałam zabić za to co uczynił Cortney, a z drugiej przeraźliwie się bałam. Strach w tym momencie jest najgorszym uczuciem, które hamuje mnie wewnętrznie.
Roztrzęsiona poszłam do toalety, przejrzałam się w lustrze. Pozostawił na mej szyi ślad, czerwoną ranę, z której spływała krew. Na szczęście nie była głęboka. Obmyłam ją wodą utlenioną, i nalepiłam plaster.
Następnie napełniłam wannę wodą, robiąc przy tym pianę i zanurzyłam się w niej. Od razu poczułam się lepiej, jakby zmyła ze mnie smutki, oraz zrelaksowała. Po godzinie wróciłam w ręczniku do pokoju.
Spojrzałam na zegarek w komórce, wybiła godzina piąta nad ranem. Nie miałam ochoty spać. Dlatego ubrałam się, wsuwając czarne dżinsy i białą koszulkę z szarą grafiką. Postanowiłam przejść się na plażę, i wyciszyć. Wychodząc narzuciłam na siebie błękitną bluzę, i założyłam białe tenisówki. Gdy dotarłam w zamierzone miejsce, usiadłam przy brzegu oceanu, wpatrując się w wschodzące słońce. Było przepięknie. Niebo czerwone z domieszką pomarańczu, oraz obijające się fale dodawały uroku. Siedząc, wysunęłam z kieszeni spodni komórkę. Wybrałam opcję "kontakty", po czym starałam się wyszukać numer Justina. Jednak po chwili przypomniałam sobie, że nie podał mi go. Nawet gdyby to zrobił raczej nie odważyłabym się napisać do niego, i zawracać głowę.
 Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam ostrzec Louisa przed tamtym mężczyzną. Tym bardziej, że powiedział o zamiarze odwiedzenia go.
 Po przemyśleniu tego, napisałam do niego wiadomość :
- "Cześć. Musimy się spotkać"- następnie wysłałam ją.
 Około godziny później otrzymałam odpowiedź, najwidoczniej wstał. Chociaż nie liczyłam na tak szybką reakcję  :
- "Dobrze. Gdzie, i kiedy?".
- "Za dziesięć minut, naprzeciwko mojego domu, na plaży."
Po ustalonym czasie chłopak zjawił się na wskazanym miejscu. Podszedł do mnie od tyłu mówiąc..
- Jestem. Dlaczego tak wcześnie?
- Ponieważ to jest ważne, usiądź. - odwróciłam głowę w jego stronę. Byłam chłodna dla niego, a on odwdzięczał się tym samym.
- O co chodzi? - siedząc, odezwał się zażenowany, i niewyspany.
- Tamtej nocy...  był również mężczyzna, który żyje do dzisiaj, prawda? - uniosłam wzrok na niego.
- Tak. - odpowiedział krótko, patrząc przed siebie.
- Dzisiaj, około trzeciej był u mnie. - odwróciłam głowę w przeciwną stronę, aby nie zauważył łzy na mym policzku.
- Żartujesz?! Skrzywdził ciebie? - powiedział, kiedy ujrzał sporej wielkości plaster na mej szyi.
- Nie, to tylko draśnięcie. Z resztą nie powinno ciebie to obchodzić. Nie po to tutaj ciebie wezwałam, aby się wyżalać. - odrzekłam, zakrywając bluzą ranę, a następnie dodałam - Ten facet, poinformował mnie, że przyjdzie również do ciebie.
- Mam wyjebane na niego. - pomimo tego co stwierdził, wyczułam, że się niepokoi.
- Uwierz mi, on jest niebezpieczny... Uważaj na siebie. - gdy to powiedziałam, wstałam, otrzepując się z piasku. Zamierzałam już wracać.
- Nie udawaj, że się o mnie martwisz. - rzekł.
- Dziwię się, że po tym wszystkim ciebie ostrzegam. Idę do siebie. Cześć... - poszłam w kierunku domu.
Gdy doszłam na miejsce, wybiła ósma godzina. Weszłam po schodach, do swojego pokoju...
    Mijały dni, i tygodnie, zero jakichkolwiek nowości. Nie chodziłam nadal do szkoły, czekając na pozwolenie lekarza. 
Pewnego razu w progu moich drzwi stanął tata, zauważyłam, że trzyma coś w dłoni. Odezwał się...
- Kochanie ktoś zostawił kopertę na ganku, dla ciebie. - podał mi przedmiot, po czym wrócił do salonu.
Bez namysłu otworzyłam ją, wysuwając list. Zaczęłam czytać... 

 Droga Amy.
Piszę do ciebie, ponieważ nie chcę aby nasz kontakt się zakończył. 
Aktualnie jestem w Nowym Jorku, w trasie koncertowej. Codziennie muszę zajmować się muzyką, i udzielać wywiadów. Trzeba przyznać, że jestem zapracowany. Jednak każdego dnia znajduję chwilę aby myśleć o tobie. Wszystko dlatego, że nie potrafię wymazać z pamięci twego uśmiechu, pięknych oczu, i spędzonych wrażeń. Może uznasz to za śmieszne, że po tak krótkim czasie znajomości już tęsknie i przesyłam list do ciebie. 
To jest silniejsze ode mnie, na prawdę zależy mi abyśmy ponownie się spotkali.
 Za tydzień będę miał wolne. Mam nadzieję, że dasz się gdzieś zaprosić. 
                                                                   Pozdrawiam Justin. 

Czytając go przepełniała mnie radość, która narastała za każdym kolejnym zdaniem. Wyobraziłam sobie jego delikatny dotyk, pocałunek, i tą idealność. 
W końcu gdzie można spotkać chłopaka, który potrafi w tych czasach napisać list, i przy tym być gwiazdą?
Nie wiedziałam, czy dać się porwać fantazji wymarzonego księcia z bajki, czy po prostu dać sobie spokój bo to takie nierealne.
 Może los się do mnie uśmiechnął... - pomyślałam.     



-------------------------------------------------------------
Przepraszam, że musieliście tyle czekać na nowy rozdział. 
Właśnie zachorowała, i nawet nie mam weny na kolejne części opowiadania. 
Gdy poczuję się lepiej na pewno wszystko nadrobię. 
                                               Dedyk dla Olci < 3                
                                            

Liebster Awards

                             Zostałam nominowana do Liebster Awards przez TheNikaJB!


  Dziękuję bardzo za to wyróżnienie. Jest ono dla mnie motywacją do dalszego pisania opowiadania. Jednocześnie cieszę się, że pomimo zaledwie czterech rozdziałach już odniosłam pewien sukces :)
Przejdźmy do pytań...



1.  Skąd jesteś?
2. Pamiętasz co było pierwszym tekstem/ książką/piosenką jaką napisałaś? O czym to było?
3. Jak wyglądałaby twoja wymarzona randka i gdzie by ona była?
4. Co cię pociąga u facetów?
5. Masz jakieś tatuaże? Lub chciałabyś mieć?:D
6. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
7. 3 najważniejsze rzeczy w życiu?
8. Gdybyś miała jechać na bezludną wyspę, to jakie 3 rzeczy byś wzięła?
9. Twoje marzenia?
10. Jaki najdziwniejszy prezent dostałaś?
11. Emm, nie wiem o co by tu zapytać.:) Byłaś kiedyś zakochana?


Moje odpowiedzi:

1. Pochodzę z woj. wielkopolskiego. 
2. Pierwsze opowiadanie jakie napisałam od siebie było o jakimś zaczarowanym lustrze. Dokładnie nie pamiętam :D .
3. Moja wymarzona randka musiałaby odbyć się na plaży przy zachodzi słońca, gdzie na piasku chłopak przygotowałby ognisko i koc, z butelką wina.
4. U facetów pociąga mnie zwykły kolczyk w uchu, lub tunel oraz sześciopak <3
5. Nie mam tatuaży. Chciałabym mieć na prawej łopatce mini ptaszki.
6. W sumie nie mogę odpowiedzieć "tak", lub "nie", ponieważ sama tego nie przeżyłam. Możliwe, że istnieje.
7. Według mnie najważniejszymi rzeczami w życiu są  miłość, zdrowie i szczęście.
8. Gdybym jechała na bezludną wyspę wzięłabym dużo wody min., ogień i mojego psa.
9. Moim marzeniem jest pracowanie jako modelka, i spotkanie z Justinem Bieberem :)
10. Najdziwniejszy prezent... nie przypominam sobie żebym dostałaś na tyle dziwny prezent abym zapamiętała go do dzisiaj.
11. Nie byłam zakochana, jedynie zauroczona.