piątek, 1 marca 2013

Rozdział 8. ,,Pozwólcie mi lecieć.."

    Kilka dni później,zza okna wpatrywałam się w rozświetlone lampami miasto. Justina nie było już od rana. Wyszedł bez słowa, gdy spałam. Dzwoniłam do niego, jednak za każdym razem włączała się poczta głosowa. Moja kostka miała się na tyle dobrze, że mogłam już chodzić,a raczej kuśtykać, podtrzymując się o przedmioty. Przez cały ten czas nie miałam nic do roboty, leżałam, i oglądałam telewizję. Zaczerpnięta tą nudą, postanowiłam dokładniej obejrzeć jego apartament. Powoli wstałam z krzesła, po czym przemieściłam się do pobliskiej pułki, wiszącej na ścianie. Przejrzałam z niej kilka gazet, następnie udałam się do barku. Znalazłam za nim przeróżne rodzaje whisky, stację piwa, oraz drinki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, weszłam do sypialni, zauważyłam, że garderoba Justina jest uchylona,otworzyłam do końca drzwiczki,po czym z ciekawości zajrzałam tam. Znajdowało się w niej kilkanaście markowych koszulek, spodni, lecz na dnie szafy nieład. Porozrzucane kilka pudełek z butami, które jeszcze posiadały metki. Schyliłam się, spojrzałam w głąb ubrań, nagle mój wzrok przykuła kieszeń dżinsowej kurtki, wystawał z niej woreczek. Wyciągnęłam go. Z zdziwieniem stwierdziłam, że jest w nim trawka, i to spora garść. Nigdy nie sądziłam, że Justin to cholerstwo pali. 
    Zszokowana, szybko wsunęłam je z powrotem na swoje miejsce, kiedy nagle usłyszałam jak chłopak wchodzi do mieszkania. Zamknęłam szafę, i wróciłam do salonu. 
- Cześć! Myślałem, że będziesz już spać. - zatrzasnął za sobą drzwi apartamentu, i podszedł, biorąc mnie w swe ramiona. 
- Gdzie byłeś przez cały czas? Czekałam na Ciebie, nawet nie odbierałeś komórki gdy dzwoniłam! - zdezorientowana całą sytuacją, oraz znaleziskiem, nie potrafiłam wydobyć z siebie miłych słów do niego. Nie  chciałam powiedzieć mu, że dowiedziałam się. W końcu to dorosłych człowiek, sam decyduje za swoje czyny. Tym bardziej głupio by mi było przyznawać się, że szperałam w jego rzeczach. Pomimo to byłam zmartwiona.. 
- Przepraszam.. e.. sprawy biznesowe. Musiałem zostać dłużej w pracy. - zająknął się, lecz spojrzał mi w oczy. 
- To nie usprawiedliwia tego, że nie odbierałeś. - stawiałam na swoim, kładąc swe dłonie na jego torsie. Gdy zobaczyłam uśmiech chłopaka, i jego urok osobisty, od razu przestałam się gniewać.
- Jutro wylatuję, Amy. - uścisnął mnie mocniej, po czym oparł swe czoło o moje. 
- Przecież miałeś za trzy dni lot. Co się zmieniło? - uniosłam swój wzrok na niego, lekko zakłopotana.
- Plany się zmieniły. Muszę być wcześniej na miejscu. Leć ze mną.. - kąciki ust chłopaka uniosły się, ukazując promienny uśmiech, pełen nadziei. 
- Ale..Justin..przecież nie mogę tak po prostu z dnia na dzień podjąć decyzji. Poza tym rodzice na pewno się nie zgodzą. W dodatku ta cholerna kostka! - wyszłam z jego uścisku, po czym usiadłam na kanapie, patrząc w ścianę. Chłopak zaraz po tym zrobił to samo, siadając obok. Objął mnie ramieniem od tyłu, i dłonią skierował mą twarz ku jemu..
- Przecież wszystko jest możliwe. Chcesz lecieć ze mną? - zapytał, wpatrując się w me oczy. 
- Sama nie wiem.. to wszystko toczy się zbyt szybko. - starałam się uciekać wzrokiem.
- To znaczy co? 
- Ja i Ty, nasze relacje. Nie sądzisz, że to dziwne..? 
- Nie. Co Ty wygadujesz? - zdziwił się. 
- Od dawna zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Ty mnie lubisz.. znaczy, czy nie wolałbyś jakiejś modelki, sławnej kobiety, a nie przeciętnej osoby jak ja.. 
- Jestem normalnym człowiekiem, nie wielką gwiazdą za jaką uważają mnie moi fani. Musisz o tym wiedzieć. Nie zamieniłbym Ciebie na żadną inną. - po tych słowach chłopak musnął delikatnie moje usta, przygryzając dolną wargę. 
- To wszystko jest jak bajka dla mnie, w której nie jestem pewna zakończenia. - powiedziałam. 
- Amy, proszę leć ze mną. Zależy mi na Tobie, jak na nikim innym. Zadzwoń do rodziców..albo nie, sami do nich dziś pojedziemy. - zapytał z nadzieją w oczach. 
- Dobrze. Co im powiem o mojej kostce? - przypomniałam sobie kolejny istotny problem. W końcu nie wspominałam rodzicom, że ją zwichnęłam. - Gdy dowiedzą się, nie pozwolą mi ruszyć się z miejsca. - dodałam. 
- Bez obaw, coś się wymyśli. Możesz chodzić, trochę kulejesz, więc najwyżej jeśli zauważą to, powiesz, że niechcący uderzyłaś się, ale to nic wielkiego. 
- Zawsze znajdziesz jakieś wyjaśnienie. - zaśmiałam się lekko. 
- Najlepiej jedźmy od razu, miejmy to z głowy. Niewiele czasu nam zostało, trzeba jeszcze się spakować. - mówiąc to, chłopak wstał z kanapy, a ja zrobiłam to samo. 
Wspólnie przygotowaliśmy się, i wyszliśmy z apartamentu. 
    Po kilkunastu minutach jazdy samochodem, dotarliśmy pod mój dom. Byłam pewna, że jest ktoś w środku, ponieważ światła się świeciły. Rodzice zawsze chodzą spać po północy. Przeszliśmy przez próg drzwi. Od razu zauważyłam ich siedzących w kuchni, z filiżankami kawy. Ściągnęliśmy buty. 
- Cześć. Wiedziałam, że będziecie czuwać do nocy! - roześmiałam się, podchodząc do stołu. Justin stał nadal przy drzwiach,przez co nie zauważyli go. 
- Amy! Szczęście, że Louis się tobą zaopiekował - uścisnął mnie tata, wstając z krzesła. Następnie mama przyłączyła się do niego. 
- Właściwie to nie Louis.. chciałabym wam kogoś przedstawić. - powiedziałam. 
Gdy przestali mnie ściskać, ruchem dłoni zawołałam Justina, który zaraz po tym podszedł do nas i przywitał się z mymi rodzicami. 
- Witam. Mam na imię Justin. - dodał krótko, posyłając im uśmiech. 
- Miło nam Ciebie poznać. - powiedziała mama, odwzajemniając gest. - usiądźcie z nami, upiekłam dziś placek. - dodała. 
Po tych słowach wszyscy zasiedliśmy do stołu. Rodzicielka podała talerze, herbaty, oraz ciasto, następnie zajęła miejsce obok taty. 
- Ty, chłopcze mi kogoś przypominasz.. - odezwał się ojciec.
- Niech zgadnę, z telewizji mnie Pan kojarzy? - Justin spojrzał na mojego tatę, i zaśmiał się lekko. 
- O, tak.. tak. Bieber? 
- Zgadza się. Zajmuję się muzyką, występuję na scenie, śpiewając. - dodał chłopak. 
- Moja córka przyprowadziła piosenkarza.. - roześmiała się promiennie mama, wpatrując w me oczy. 
- Proszę Cię, przestań. - westchnęłam,lekko skrępowana, kierując swój wzrok na nią. 
- Nie często się takie rzeczy przytrafiają - zażartowała. 
- To teraz opowiadajcie jak się poznaliście. - dodał tata.
Następnie zaczęliśmy odpowiadać na ich pytania, a Justin starał się jak najlepiej im przypodobać. Rozmawiając, wszyscy chwilami śmialiśmy się, rozluźniając atmosferę. Oczywiście nie wspomnieliśmy o wydarzeniu związanym z moją kostką. Po godzinie dyskusji, doszłam do sedna dzisiejszej wizyty..
- Justin jutro wylatuje. Spędziłam z nim naprawdę miło czas, polubiliśmy się..nawet bardzo. Dlatego zaproponował mi, abym leciała z nim do Nowego Jorku.. - spoważniałam, wpatrując się w oczy rodziców. Przepełnił mnie strach, a jednocześnie nadzieja na zgodę. 
- Że co..? - zauważyłam, że oboje zdziwili się. Następnie mama dodała - Przecież nie możesz tak po prostu wyjechać, nawet nie znacie się dobrze. W dodatku samolotem?! Nie..nie, nie zgadzam się. Nie ma mowy! - zszokowana, zaczęła gestykulować rękoma. 
- Spokojnie, nasza córka ma już siedemnaście lat. Można powiedzieć, że jest dorosła. - tata starał się iść na ugodę. 
- Proszę was..zależy mi na tym. - odezwałam się, zmartwiona. 
- Obiecuję, że nic się nie stanie Amy, zaopiekuję się nią. Wszystko będzie pod kontrolą. Nie mają Państwo się o co martwić.. - Justin chciał załagodzić sytuację. 
- Jak ty sobie to wyobrażasz?! Chcesz lecieć w świat z dnia na dzień?! I nie, moja córka jeszcze nie jest dorosła. - krzyknęła, po czym poprawiła ojca. 
- Zacznijmy od tego, że niedługo skończę osiemnastkę! I wierz, lub nie ale jestem wystarczająco zaradna. - wkurzyłam się na nią. 
- Amy.. - chłopak położył swą dłoń na mym ramieniu, abym nie unosiła się tak. 
- Nigdzie nie pojedziesz, koniec dyskusji. Zostajesz w domu. Przypomnę tobie, że znacie się niewiele czasu, i wybacz Justin, ale nie wiem jaki jesteś, nie poznałam Cię i nie mam pewności, czy mogę swoją córkę puścić z Tobą. Dlatego nie wyrażam zgody. - ciągnęła mama, nie pozwalając dojść nikomu do słowa. 
- Wychodzę z tego domu! Nie jestem małym dzieckiem! - krzyknęłam, zdenerwowana, wstając z krzesła.
- Ależ, młoda damo! Słuchaj się nas. - odezwał się tata.
Zauważyłam, że Justin poczuł się niezręcznie, patrząc na to co wyprawiamy. Również wstał od stołu, i przybliżył się do mnie, po czym półgłosem powiedział..
- Pójdę już. Zadzwonię jeszcze dziś. - następnie wyszedł z domu. Słychać było tylko dźwięk odjeżdżającego auta. 
Z powrotem zasiadłam na krześle, i podparłam dłonią głowę.
- Wydaje mi się, że już się z nim nie zobaczę, on nie wróci.. - odezwałam się bezradnie. 
- Nie martw się Słonko, masz Louisa. - palnął ojciec, gładząc mnie po włosach. 
- Nie jestem z nim, nie utrzymujemy kontaktów. Chciałam zacząć żyć od nowa.. nowe historie, przyjaciele. - odpowiedziałam. 
- Zawsze coś się kończy, aby co innego mogło się zacząć. On jest popularny prawie na całym świecie, spójrzmy prawdzie w oczy, przecież taki związek nie mógłby przetrwać. - słowa matki, bardzo mnie zabolały. Jednocześnie zdałam sobie sprawę z tego, że ma rację. Oboje jesteśmy z innych "światów". To nie miałoby sensu.. 
- Uświadomiłaś mnie..masz rację. - wstałam, po czym szybkim krokiem udałam się do swojego pokoju.                           
    Następnie rzuciłam się na łóżko, zaczynając płakać w poduszkę. To okropne uczucie..myśl, że te całe piękne chwile spędzone z ukochaną osobą już nie powrócą. Łzy spływały po mych policzkach, rozmazując tusz do rzęs. Leżąc, podkuliłam kolana pod brzuch. Wylewałam tak rozpacz, do czasu, aż Justin nie zadzwonił. Gdy usłyszałam sygnał w komórce,szybko wzięłam kilka głębokich wdechów, i otrząsnęłam się, aby nie zorientował się. Odebrałam.. 
- Tak? - odezwałam się do słuchawki.
- Nie możesz lecieć ze mną..? 
- Nie. - wyszeptałam. 
- Szkoda, naprawdę żałuję. - wyczułam rozczarowanie w jego głosie.
- Bądźmy szczerzy między sobą. Czy to by się udało, gdyby nawet się zgodzili..? Przepraszam, że do tego tematu wracam, ale męczy mnie on. Prowadzimy inne życie, ja zamierzam iść na studia,a Ty podróżujesz po świece, koncertując. Nie bylibyśmy w stanie połączyć tego razem, tym bardziej, że nie wiem na czym stoją nasze uczucia względem siebie nawzajem. - powiedziałam co mi leżało na sercu.
- Amy, zależy mi na tobie. Tak cholernie mi zależy..i myślę, że to wystarczy aby przezwyciężyć napotkane przeszkody. 
- Mi też zależy na tobie.. - odpowiedziałam.
- Wyjdź na chwilę przed dom. - po tych słowach rozłączył się. 
Tak też zrobiłam.. Zauważyłam go. Podeszłam do niego, stał przed samochodem. Chwycił me dłonie, i spojrzał w oczy.
- Amy.. Kocham Ciebie. 
Naprawdę zaskoczył mnie, ale pozytywnie. 
- Nie wiem dlaczego, ja Ciebie też kocham.. - powiedziałam, a po mym policzku spłynęła łza. 
- Teraz oboje wiemy, że obdarzamy się takimi samymi uczuciami. Leć ze mną, nie zważaj na rodziców. - odpowiedział, a jego ton przybrał szczęśliwą barwę, pocałował mnie namiętnie, pieszcząc nasze wargi.
- O której godzinie jest lot? - na mej twarzy pojawił się uśmiech.
- O czwartej nad ranem, będę pod twoim domem. Wyjdziesz, i odjedziemy. Spakuj wszystko co potrzebne.
- Dobrze, zrobię to. - rozradowana, ponownie połączyłam nasze usta w rozkosznym pocałunku. 
Chłopak puścił me dłonie, a ja ruszyłam z powrotem do domu, oglądając się w tył za nim.
- Cieszę się, że Cię mam, Amy! - krzyknął gdy odchodziłam. 
- Ssz.. ciszej Justin. - roześmiałam się, wchodząc do mieszkania. Rodzice już smacznie spali. Poszłam na górę, wyciągnęłam walizkę z szafy i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Włożyłam ciuchy,bieliznę obuwie, kilka torebek, laptopa, akcesoria, oraz przedmioty z toalety. 
Była już druga, więc stwierdziłam, że nie opłaca mi się spać. Tym bardziej, że istnieje ryzyko, że nie obudzę się w odpowiednim momencie. Przez resztą czasu, przebrałam się w strój na lot, oraz wzięłam wszystkie oszczędności.
    O umówionej godzinie chłopak przesłał mi esemesa, że czeka na mnie. Gotowa, cichym krokiem wyszłam z domu, aby rodzice się nie przebudzili. Justin szybko spakował moją walizkę do samochodu. Wsiadłam, po czym wspólnie pojechaliśmy na lotnisko.W ciągu drogi nie odzywałam się za wiele, pewnie przez ten cały zbieg zdarzeń. Gdy dotarliśmy, podjechało auto w, którym znajdowali się ochroniarze chłopaka. Wraz z nimi przesiedliśmy się do czarnego mercedesa. Podwiózł on nas pod prywatny samolot.  Kilka minut później znaleźliśmy się w nim. Nie mogłam własnym oczom uwierzyć, że za chwilę to ogromne cacko wzniesie się ponad ziemię. W środku było bardzo luksusowo, białe wnętrze, siedzenia obłożone kremową skórą, podłużna kanapa, ozdobiona pasującymi do całości poduszkami. Pozłacane stoliki, oraz barek z różnorodnymi przysmakami świadczyły, że ta cała maszyna musiała dużo kosztować. 
Usiadłam wraz z Justinem..


-----------------------------------------------------------------------
Cześć. Mam nadzieję, że rozdział Was zaciekawił, i z przyjemnością go czytaliście. 

Chciałabym zaprosić wszystkich do skorzystania z okazji, do wzięcia udziału w konkursie. Organizowany jest przez stronę zapytaj.
Tutaj link docelowy: 

http://zapytaj.onet.pl/konkurs/misjazapytaj/9d3655e5eab7363aab61ef61175fa04997df92dd

Na pewno wiele z Was chciałoby wygrać bilet na koncert Justina Bieber'a. Teraz macie taką szansę. Ja osobiście również biorę udział w konkursie. Po krótce chodzi o to, aby zapisać się pod wskazanym linkiem, oraz zbierać punkty z misji. Nagrodę otrzymają pierwsze trzy osoby z największą liczbą punktów. Uwierzcie mi warto. Strona jest sprawdzona, dlatego rzeczywiście można wygrać bilety. Za pierwsze miejsce jest wejściówka + spotkanie z samym Justinem. 
Jeśli Wy weźmiecie w tym udział, poprzez tego linka to ja również otrzymam z tego korzyści, tzn. pkt. 
Zachęcam wszystkich! :) 
Jeśli któreś z Was zapisało się, to proszę o poinformowanie mnie w komentarzu. 
Tak między nami, zobaczenie Justina Biebera na żywo, a co więcej spotkanie się z nim jest moim największym marzeniem. Gdyby udało mi się je spełnić to oszalałabym z radości :D


poniedziałek, 18 lutego 2013

Liebster Awards

                             Otrzymałam nominację od http://forgiveness-or-revenge.blogspot.com/


Pytania:
1. Co Cię skłoniło do założenia bloga?
- Wydaje mi się, że chęc rozpoczęcia czegoś nowego, zajęcia czasu, i po prostu dostarczenia przyjemności z pisania :)
2. Opisz siebie w trzech słowach.
- Zwariowana, dusicielka uczuc (hahahha).
3. Najlepsze jedzenie?
- Kurczaki w panierce
4. Ulubiona dyscyplina sportowa?
- jazda konną
5. Ulubiona książka? 
- "Zapomniałam, że Cię kocham" 
6. Jak się nazywasz?
- Nicole
7. Co lubisz robic w wolnym czasie?
- Spotykac się z znajomymi, serfowac po internecie, czatowac, jeździc konną.
8. Imię najlepszej przyjaciółki? 
- Marta.
9. Ulubiony przedmiot w szkole?
- J. Angielski
10. Najlepszy film?
- Saga "Zmierzch"
11. Największe marzenie?
- Spotkac się z Justinem Bieberem na żywo :D

Dziękuję Wam za tą nominację :) 
Ps. Zapraszam wszystkich do przeczytania najnowszego rozdziału na moim blogu. 


Rozdział 8 ,,W apartamencie"

  Apartament Justina składał się z ogromnego, nowoczesnego salonu, wyłożonego wypolerowanymi, lśniącymi płytkami w, których zobaczyć można było własne odbicie. Ściany pomalowano w odcieniach szarości. Od razu gdy weszła zauważyłam z naprzeciwka wielkie okna ciągnące się od podstawy do sufitu. Na środku pomieszczenia znajdowała się biała, skórzana kanapa, do której kompletu umieszczono dwa fotele. Przy tych meblach postawiono stolik do kawy z mahoniowymi nogami, oraz szklanym blatem. Naprzeciwko powieszono czarny, plazmowy telewizor, który prawie zajmował całą powierzchnię ściany. Po drugiej stronie wnętrza mieścił się półokrągły, ciemny barek z różnorodnymi alkoholami. 
Zaraz obok niego usadzono dwie pary, prostych drzwi, komponujących się z resztą wizerunku pokoju. Jedne z nich prowadziły do sypialni. W niej środku znajdowało się duże, drewniane łoże, w kolorze ciemnego brązu. Na nim ułożono czerwono szare poduszki oraz pościel. Po obu stronach meblu ustawiono nocne stoliki o tych samych wzorach. Niedaleko stała spora szafa służąca jako garderoba. 
Kolejne drzwi przemieszczały do toalety.Umieszczono tam ogromną, okrągłą wannę zbudowaną z jasnego kamienia. Z boku znajdowały się dwa zlewy, stworzone z tego samego minerału, oraz WC. Jedną z ścian pokryto lustrem. 
   Chłopak usadził mnie na kanapie, kładąc zranioną nogę na stolik. Następnie wybrał w komórce numer do prywatnego lekarza i zadzwonił po niego. Miał zjawić się za kilkanaście minut. 
Poczułam, że upadek zaczyna dawać po sobie znaki. Rozbolały mnie prawie wszystkie części ciała. Przymknęłam swe powieki i odchyliłam głowę w tył, opierając ją o oparcie. Nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę, chciałam po prostu zasnąć, a na drugi dzień obudzić się jak nowo narodzona, bez boleści.
Justin usiadł obok mnie,swoją ciepłą dłonią pogładził me włosy. Po chwili powiedział...
- Wszystko będzie dobrze, Amy... - jego cichy, delikatny głos koił me wnętrze. 
- Dziękuję, gdyby nie Ty..eh, nawet nie zamierzam myśleć co by się stało. - podziękowałam mu półgłosem.
Wtedy przybliżył się, i musnął swymi miękkimi wargami me czoło. 
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, kiedy nagle przyszedł doktor. Był to wysoki mężczyzna, blondyn, z zielonymi tęczówkami. Ubrany w czarny garnitur, przez co trochę przypominał biznesmena niż człowieka z  zawodem, który wykonuje. Rysy jego twarzy wskazywały, że nie należy się go obawiać. Kucnął przy mnie, wyciągając z swej walizki wszystkie potrzebne przyrządy, aby mi pomóc...
- Stopa nie wygląda zbyt dobrze, jest zwichnięta...w późniejszym czasie może pojawić się obrzęk. Jednak postaram się zrobić wszystko aby dolegliwości były jak najmniejsze. - odrzekł twardo, oglądając część mego ciała. 
Następnie posmarował ją odpowiedni maściami, i zabandażował. Również zszył niewielką ranę znajdującą się powyżej mojej brwi. Przemył dokładnie wszystkie przetarcia, zanieczyszczenia, oraz przylepił w niektórych miejscach plaster. Gdy skończył spakował do walizki swoje przedmioty, i wstał, po czym spojrzał na Justina...
- Zapiszę leki, jak, co należy przyjmować, oraz kiedy zmieniać opatrunki. - następnie spojrzał na mnie - Pani nie może nigdzie chodzić przez jakieś dwa tygodnie. Po tym czasie jest to możliwe, chociaż ból będzie nadal odczuwalny w niektórych momentach. - Powiedział, i pożegnał się z nami, podając uścisk dłoni. Wyszedł. 
Uniosłam wzrok na mego przyjaciela... 
- Jestem wykończona, nie się ułoży. - po tych słowach chłopak wziął mnie na ręce, po czym zaniósł do sypialni i położył na łóżko, przykrywając kołdrą. Zanim wyszedł z pokoju pocałował delikatnie me usta. Wtuliłam się w poduszkę, i zasnęłam...
   Po jakimś czasie obudziłam się. Chciałam wstać z posłania, jednak poczułam przeszywający ból od mojej stopy po samą głowę. Zawołałam Justina, który zaraz po tym zjawił się przy mnie. 
- Długo spałaś, już kolejny dzień nastał, popołudnie. - uśmiechnął się serdecznie, po czym podał mi tabletki, które wcześniej zakupił oraz wodę abym popiła. Tak też zrobiłam, łyknęłam lekarstwa...
- Muszę zadzwonić do rodziców, niepokoją się na pewno. Nie mogę im powiedzieć o tym co się wydarzyło. Gdy zobaczą mnie w takim stanie... - już kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Okłamać ich i borykać się sama z problemem, czy też powiedzieć całą prawdę i czekać na konsekwencję...
- Amy...Możesz tutaj zostać na razie. Nie przeszkadzasz mi. - mówiąc to, chłopak podał mi swoją komórkę abym zadzwoniła do nich. Wybrałam numer, po chwili rozległ się sygnał w telefonie...
- Słucham? - odezwała się moja rodzicielka.
- Cześć Mamo. Przepraszam, że wczoraj się nie odzezwałam. 
- Amy! Dziecko! Ty nawet nie wyobrażasz sobie jak z tatą martwiliśmy się o ciebie... Gdzie jesteś, co się stało?
- Aktualnie u... yy.. Louisa. Troszkę wypiłam, i nie miałam sił aby wracać do domu. Dlatego zaproponował mi abym spała u niego. Wszystko jest dobrze. 
-  Kochanie! Kamień spadł nam z serca. Kiedy przyjdziesz? 
- Właśnie zastanawiam się czy mogłabym pobyć u niego przez kilka dni... On się zgadza, jego rodzice również więc..decyzja należy do was. Proszę Mamo.. 
- Dobrze, ale tylko kilka dni! Martwimy się o Ciebie. 
- Wiem, Kocham was. Pa 
Rozłączyłam się pospiesznie. Justin usiadł obok, i uniósł wzrok na mnie...
- Kim jest Louis? - zapytał. 
- Mój były. Nikt ważny dla mnie. - szczerze odpowiedziałam. 
- Twoi rodzice mają do niego zaufanie skoro pozwolili tobie. - powiedział z nutką ironii w głosie. 
- Tak, mają, ale mylą się. Nie znają go dobrze. Nie wiem nawet czy go kiedykolwiek kochałam. - westchnęłam. 
- Powiesz mi co się stało wczoraj? Kto ciebie skrzywdził? - chłopak odgarnął kosmyk włosów z mej twarzy. 
Podniosłam się lekko, aby patrzeć w jego oczy. Nie byłam pewna czy podać mu każdą informacje. W końcu nikomu nie miałam mówić. Jednak doszłam do wniosku, że skoro on w pewnym sensie uratował mi życie, to należą się mu wyjaśnienia. Dlatego też opowiedziałam mu wszystkie zdarzenia (związane z tamtą nocą, Louisem, wczorajszym) ,te które znajdowały się w mojej pamięci. 
Od tej chwili wiedział to co ja... 
- Jeny Amy... wcześniej sądziłem, że to moje życie jest skomplikowane. Pamiętaj, że nie pozwolę temu psycholowi ciebie skrzywdzić. Cokolwiek by się działo postaram się być przy tobie. - przytulił mnie delikatnie. Wiedziałam, że mi współczuje. Nie lubiłam gdy ludzie to robią. Wtedy czułam się słabsza, bezsilniejsza na czyny innych, i nieodporna na ludzkie zło. Zawsze starałam się być tą wytrwałą,dającą radę, lub przynajmniej udawać na pozór. Potrafiłam dobrze ukrywać swe emocje, jednak gdy nazbierało się ich za dużo wszystkie wybuchały i pokazywały całą mnie. Oczywiście byłam wdzięczna Justinowi za to co uczynił, pocieszył, schronił i zapewnił bezpieczeństwo. Bo przy nim się tak czułam...bezpiecznie. 
- Dziękuję Tobie, że mogę tu zostać na trochę. Obiecuję, że nie będę sprawiać kłopotów. I...dziękuję, że jesteś przy mnie, wspierasz. Nie potrafię słowami tego wyrazić jaka wdzięczna Ci jestem. - mówiąc to, spłynęły łzy po mym policzku. 
- Przestań, czynię jak każdy dobry człowiek by postąpił. Nie płacz. - powiedział, trzymając mnie w swych objęciach. 
Gdy już doszłam do siebie, Justin pomógł mi przejść do salonu, gdzie położyłam się na kanapie. On natomiast zadzwonił do kelnera, z hotelowej restauracji i zamówił nam spaghetti oraz zimne napoje.
Po kilku minutach zamówienie zostało dostarczone. Chłopak włączył komedię na DVD, po czym usiadł obok mnie, obejmując od tyłu swym ramieniem. Ja natomiast wtuliłam się w niego, wspólnie zaczęliśmy oglądać film i jeść dania. W pewnym momencie odezwał się..
- Amy, wiesz o tym, że muszę za jakieś cztery dni wyjechać. Co prawda nie chcę tego robić, zwłaszcza, że będzie mi Ciebie brakować. Jednak to są sprawy biznesowe, dobrze wiesz o czym mówię. - uniósł wzrok na mnie, lekko zakłopotany.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie zatrzymuję Ciebie. Dam sobie radę, nie myśl, że mając zwichniętą stopę jestem jak roślina.. - odwzajemniłam jego spojrzenie, po czym lekko uśmiechnęłam się.
- Tamten dzień wspólnie spędzony na plaży, dał mi wiele do myślenie. Może to głupio zabrzmi, ale chciałbym Cię zabrać ze sobą. - chłopak zaśmiał się delikatnie.
- No tak.. też czasem chciałabym odciąć się od świata i żyć tylko tym co sprawia mi radość, nie martwić się o nic, jak narkomanka zażywająca szczęście. - roześmiałam się wraz z nim.
- Może kiedyś się Tobie uda.. - musnął moje czoło, odgarniając kosmyk włosów z mej twarzy.
Jeszcze przez chwilę oglądałam z nim komedię w ciszy, następnie ogarnięta ciepłem jego ramion zasnęłam..



-------------------------------------------------
Witam wszystkich czytelników po dłuuugiej przerwie. Naprawdę przepraszam was za moją nieobecność. Jest mi wstyd, że zaniedbałam bloga. Jednak nie bez powodu, ponieważ miałam problemy rodzinne przez co straciłam chęci do dalszego pisania tutaj. Gdy jakieś dwa dni temu zajrzałam, i zobaczyłam ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem to dodało mi poweru! : ) Dlatego dziękuję wam, że czytacie, komentujecie i mam nadzieję, że tą nieobecnością nie zniechęciłam was do ponownego zaglądania tutaj. 
Co więcej postaram się nadrobić, oraz wstawiać dalsze części opowiadania co ok. 3 dni. Oczywiście również zacznę czytać wasze blogi, które zaraz po tym skomentuję. 
Może ten rozdział nie jest zbyt długi, oraz ciekawy, ale od dłuższego czasu mam brak weny. Postaram się kolejne części pisać bardziej interesująco.


czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 7 ,,Napastnik"

 
   Nazajutrz obudziłam się na posłaniu, uchylając powieki, które były przytwierdzone przez posklejany tusz na mych rzęsach. Dłonią przetarłam resztki makijażu spod oczu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zasłonięte czerwone, ciężkie firany nie przepuszczały promieni słońca do środka. Gdyby nie lampka znajdująca się na drewnianej komodzie, po prawej stronie klasycystycznego łóżka mogłabym stwierdzić, że ciemność ogarnęła ten pokój. Ściany pokryte zieloną farbą zostały obwieszone kilkoma obrazami, przedstawiającymi różnokolorowe kwiaty. 
Nieprzytomna do końca, wstałam z pościeli w kolorze złota. Poczułam niepokój, i strach. Wiele pytań nasuwało się w mojej głowie... 
Gdzie ja jestem? Czy ktoś mnie skrzywdził gdy straciłam świadomość nad teraźniejszością? Lub czy zamierza to zrobić? ...
Roztrzęsiona całym przebiegiem wydarzeń podeszłam do masywnych, mahoniowych drzwi. Ujęłam w dłoń mosiężną klamkę z nadzieją, że zobaczę znajomą mi ulicę, i wydostanę się. Naparłam na nią chcąc otworzyć wrota. Niestety na marne, ani drgnęły. W mym umyśle pojawiła się kolejna faza strachu, powiązanego z furią. Podskoczyła adrenalina. Napad złości spowodował, że zaczęłam wykrzykiwać przekleństwa, i wysuwać szuflady z pobliskiej komody. Zdesperowana przewróciłam lampę, zbijając szklany klosz wraz z żarówką. Właśnie w tej chwili drzwi się uchyliły...
U ich progu stanął mężczyzna, który prowadził mnie po schodach z toalety. Jego rysy twarzy ukazały zdenerwowanie. Zmarszczył czoło. Niebieskie oczy przepełniły się nienawiścią. Brązowe włosy nienagannie ułożone wskazywały, że nadmiernie spogląda w lustro. Miał na sobie dżinsowe spodnie, oraz granatową bluzę z kapturem. Na jego stopach wieńczyły czarne tenisówki. Był szczupły, jednak jego masywne ramiona oraz wysoki wzrost sprawiały, że nie miałabym szans na siłowanie się z nim. Wpatrywałam się w niego, oszołomiona. 
Podszedł do mnie zdecydowanym krokiem. 
- Mówiłem, że się jeszcze spotkamy, Amy. - kąciki ust mężczyzny wykrzywiły się w ironiczny uśmiech. - Tak szybko stąd nie wyjdziesz. 
Zrobiłam krok w bok, aby ominąć go i szybko podbiec do wyjścia. Jednak zatrzymał mnie, chwytając za ramię. Uniosłam wzrok na niego. Wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji. Potrząsnął mą ręką, wbijając spojrzenie w tęczówki. 
Stałam nieruchoma, czekając co zrobi. Trzymając mnie, zakluczył drzwi. Następnie popchnął w stronę łóżka, na które zaraz po tym upadłam. Usiadł obok, gdy ja zmieniałam pozycję z leżącej. 
- Czego chcesz?! - wydobyłam z siebie nurtujące mnie pytanie.
- Zakończyć to wszystko, ten cały burdel! Żeby to wykonać, muszę ciebie zabić złotko. - mówiąc to ścisnął dłonią moje poliki, i przybliżył twarz do siebie. 
Pod wpływem wściekłości wydobyłam z buzi ślinę, którą splunęłam, trafiając w jego oczy.  
- Szkoda tylko, że nie udało mi się sprowadzić tutaj Louisa.  Na pewno byłoby tobie raźniej! - mężczyzna przetarł rękawem substancję. Opuścił dłoń z mej twarzy , po czym uderzył w nią, powodując odchylenie głowy na bok i piekielny ból przeszywający całą czaszkę. - W dodatku mógłby popatrzeć jak rujnuję ci życie! 
- Zostaw mnie w spokoju świrze! - wykrzyknęłam w jego stronę, dotykając zranionego miejsca na skórze. - Wytłumacz mi wszystko, nic nie rozumiem! - odrzekłam bezradnie w nadziei, że ten koszmar się skończy.
- Nie udawaj głupiej, suko! - mężczyzna wstał, i zaczął wymachiwać rękoma aby podkreślić siłę jego emocji. - Tamtej nocy nic by się nie stało gdyby nie wy, mój brat przez was nie żyje! - poruszył łóżkiem z całych sił, aż się przesunęło wraz ze mną.
Chłopak znajdował się w takiej furii, że postanowiłam go delikatnie uspokoić, w innym wypadku mogłabym marnie skończyć. Wstałam.
- Spokojnie...Nie pamiętam zdarzeń z tego wydarzenia. - mówiłam do niego ostrożnie, lecz głos drżał mi, a ręce trzęsły się. - Powiedz dokładniej.
- Ty, Louis i ta pizda Cortney chcieliście amfetaminy! Pojechaliśmy do lasu! Louis za nami ruszył furgonetką. Gdy już dotarliśmy, twoja przyjaciółeczka wzięła cały towar i wpakowała go do samochodu Louisa! Więc zabraliśmy ciebie aby oddali nam! Ta dziwka była tak nachlana, że za wszelką cenę nie pozwoliła twemu chłoptasiowi zjechać na zbocze drogi! Wtedy ty... - mężczyzna zamierzał dokończyć swoją wypowiedź, jednak nieoczekiwanie zadzwoniła komórka w kieszeni jego spodni. Wyciągnął ją. Od razu rozpoznałam telefon, ponieważ należał on do mnie...
- Proszę, pozwól mi odebrać...Wszyscy na pewno się denerwują gdzie jestem. - powiedziałam, nie wiedząc co mam zrobić by wydostać się.
- Hm...aż tak bardzo Justin martwi się o ciebie...? - roześmiał się ironicznie, spoglądając w ekran urządzenia. - Może przekażę mu, że już więcej ciebie nie zobaczy? - w tym momencie podszedł do mnie dynamicznie, i objął mnie od tyłu przyciskając swą dłoń do mych ust. Jego uścisk był tak silny, że nie mogłam nabrać w pełni powietrza do płuc. Starałam się wyrwać jednak ramiona chłopaka mi na to nie pozwoliły. Odebrał komórkę.
- Chcesz z swoją Amy porozmawiać? - odezwał się do Justina.
- Słucham? - odpowiedział.W tej chwili zaczęłam wydawać odgłos spod jego dłoni, aby Justin zorientował się, że potrzebuję pomocy. - Amy...Gdzie jesteś?! To są jakieś żarty?! - wykrzyknął rozmówca.
Rozłączył się.
Byłam cała roztrzęsiona, łzy zaczęły wypływać spod mych zamkniętych powiek. Wpadłam w furię. Gdy mężczyzna rozluźnił uścisk, cofnęłam łokieć uderzając go w brzuch. Wypuścił mnie z swych objęć. Przechylił się tułowiem do przodu, dotykając bolesnego miejsca. Wyczułam, że jest to dobry moment na ucieczkę. Podbiegłam do okna, przesunęłam firanę. Liczyły się sekundy. Otworzyłam okiennicę. Spojrzałam w dół. Od ziemi dzieliły mnie około dwa metry. Serce kołatało mi jak nigdy dotąd. Stanęłam na parapecie gotowa do skoku.Wszystko wykonywałam w szybkim tempie. Człowiek pod wpływem adrenaliny jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Uniosłam wzrok na napastnika. Wyprostował się do pionu...
- Ty kurwo! Dorwę cię i rozszarpię na kawałki! - mówiąc to szybkim krokiem kierował się w stronę okna. Wyglądał jak spragniony krwi wilczur, który zrobi wszystko by zdobyć swą ofiarę. Już wyciągał rękę w mą stronę. Nie myśląc dłużej...
Skoczyłam.
Trafiłam w krzaki, które w pewnym stopniu zamortyzowały upadek. Nie miałam czasu na zastanawianiu się nad bólem. Nie odczuwałam go, ponieważ rdzeń nadnercza wyprodukowała taką dawkę hormonu, że nie pozwoliła mi dopuścić do myśli, że powinnam płakać z cierpienia. Ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam co to za ulica, gdzie się znajduję. Wyglądała jak typowa miejscówka dla meneli, i patologicznych rodzin.
Przeszły dwie kobiety obok, lecz nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Idąc odwróciłam się. Napastnik wychodził z kamienicy w której wcześniej się znajdowaliśmy. Zauważył mnie...
- Nie uciekniesz mi! - krzyknął w moją stronę.
Zaczęłam biec, jednak poczułam ból w nodze, który spowolnił tempo. Mężczyzna był coraz bliżej. Pot strumieniem spływał po mej skórze, krew szybciej pulsowała. Kończyły mi się siły na dalszą ucieczkę. Nie chciałam się poddawać, lecz moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Nasunęła mi się myśl, że to ostatnie chwile życia. Przymknęłam powieki w nadziei na cud. Wycieńczona dawałam napastnikowi szansę na wygraną. Skręciłam w ulicę, w prawo.
Nieoczekiwanie zatrzymał się przede mną samochód, z którego wyszedł Justin.
Objął mnie ramieniem, i doprowadził do drzwi pasażera wozu...
- Szybko jedź... - wydusiłam z siebie.
W tym momencie chłopak chwycił za sprzęgło i ruszył pojazdem.
- Amy, kto ci to zrobił?! Jedziemy do szpitala. - powiedział w czasie jazdy.
Nawet nie spojrzałam na niego. Było mi wstyd, że widzi mnie w takim stanie. Odwróciła się w stronę szyby, skuliłam nogi pod siebie.
- Proszę, nie do szpitala. Nie zabieraj mnie tam, Justin... Poza tym moi rodzice nie mogą mnie teraz zobaczyć. Nie chcę by widzieli jak cierpię. - powiedziałam, cała roztrzęsiona.
- Lekarz musi cię przebadać! - krzyknął abym ustąpiła.
- Błagam ciebie nie zawoź mnie tam. Sama się zaopatrzę. - starałam się go namówić.
Zauważyłam, że skręcił z trasy wiodącej do szpitala.
- Dobrze. Pojedziemy do hotelu, w którym się zatrzymałem.
- Dziękuję... - dodałam krótko.
Dojechaliśmy na miejsce. Wspólnie weszliśmy do środka ogromnego budynku.
Wbiłam swój wzrok w ziemię. Nie rozglądałam się, nie chciałam patrzeć w oczy ludiom i domyślać się co o mnie myślą. Wjechaliśmy windą na górę. Justin cały czas pomagał mi iść, podpierając mnie.
Dotarliśmy do jego apartamentu...


---------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się wam podoba. Wyjaśniłam trochę wydarzenie z "tamtej nocy".
Chciałabym abyście więcej komentowali, ponieważ zauważyłam, że w wcześniejszych częściach opowiadania wyrażaliście chętniej swe opinie. Tzn. pisaliście po 15 komentarzy, a teraz w ostatnich postach jest ich zaledwie 6/8.
Dlatego też...

                                        12 komentarzy = nowy rozdział.

Dopóki moja prośba nie zostanie spełniona, ja również nie spełnię waszej i nie napiszę kolejnej części.


wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 6 ,,Romansidło..."

Pewnego dnia postanowiłam poopalać się na plaży. Sprzyjała temu idealna pogoda, z resztą w końcu to Kalifornia. Założyłam czarne bikini, z przewiązywaną górą pomiędzy piersiami, dzięki czemu nie posiadała ona ramiączek. Wzięłam słomianą torbę do, której spakowałam butelkę wody, koc, i oczywiście olejek. Gotowa ruszyłam w stronę wyznaczonego miejsca. Dotarłam tam po pięciu minutach, ponieważ kawałek dzikiej plaży znajduje się naprzeciwko mego domu. Jest to cichy zakątek, porośnięty gdzieniegdzie trzcinami. Nasmarowałam się olejkiem, rozłożyłam koc, po czym położyłam się na nim.  Słońce prażyło, odbijając swe promienie o taflę oceanu. Obrócona twarzą w jego stronę rozkoszowałam się, zrelaksowałam.
Nieoczekiwanie nade mną pojawił się cień, który zasłonił dostęp do światła. Zrezygnowana uchyliłam powieki by dowiedzieć się przyczyny.
Byłam zaskoczona gdy ujrzałam Justina, uśmiechającego się w moją stronę. Miał na sobie białą bokserkę, odkrywającą jego umięśnione ramiona, oraz dżinsowe spodnie do kolan, które jak zwykle były opuszczone dzięki czemu wystawał czerwony pasek od bokserek. Na nogi założył czarne sportowe, buty.
Po chwili Szybko zmieniłam pozycję na siedzącą, mówiąc...
- Justin.. Co ty tutaj robisz? - zapytałam. Na prawdę ucieszyłam się z jego widoku.
- Wolałbym usłyszeć od ciebie słowa takie jak "Cześć, jak dobrze cię widzieć!". - roześmiał się.
- Wybacz, ale nie spodziewałam się ciebie tutaj. - wstając, odwzajemniłam uśmiech.
- Twoja mama powiedziała, że tutaj jesteś. Z resztą ślicznie wyglądasz w tym stroju... - objął mnie delikatnie na powitanie.
- Dziękuję... - powiedziałam lekko zawstydzona, po czym dodałam - Jest tak gorąco, że nie mam ochoty się dzisiaj stąd ruszać.
- Nie ma sprawy, posiedzimy wspólnie na plaży. - mówiąc to, ściągnął z siebie koszulkę, a następnie buty.
Od razu mój wzrok powędrował na jego tors. Zauważyłam, że ma tatuaż, koronę po lewej stronie. Chcąc uciec z niezręcznej sytuacji, powiedziałam...
- Pójdziemy popływać? - zaproponowałam.
- Nie wziąłem ze sobą kąpielówek. Jednak zawsze mogę wejść w spodniach. - nagle wziął mnie na ręce, po czym wbiegł tak do wody. Następnie wspólnie zanurzył nas prawie do ramion.
Gdy udało mi się wydostać z jego objęć, krzyknęłam rozbawiona...
- Teraz tego pożałujesz! - zaczęłam go chlapać.
-  Nadal nie żałuję, Amy! - odwzajemniał się tym samym.
Po chwili do nosa dostała mi się woda. Dlatego odwróciłam się w przeciwną stronę chłopaka, zasłaniając dłońmi twarz. Ten nagle podszedł od tyłu i objął mnie, kładąc swe dłonie na mych biodrach. Jego dotyk hipnotyzował ,i obezwładniał każdą część mego ciała. Wiedziałam, że nie mogę dać ponieść się temu uczuciu, więc delikatnie wysunęłam się z jego ramion. Następnie wróciłam na koc, kładąc się na nim. Justin powędrował za mną, czyniąc to samo. Leżeliśmy obok siebie, kiedy nagle odezwał się...
- Zawsze tak sama lubisz spędzać czas na plaży? - zapytał, unosząc wzrok na mnie.
- Straciłam kontakty z znajomymi... - zamilkłam - Miałam kiedyś przyjaciółkę, taką od serca. Mogłam wszystko jej powiedzieć, byłyśmy jak siostry. Nawet zazdroszczono nam tak trwałych kontaktów. - powiedziałam, uciekając wzrokiem w ocean.
- Co się stało, że już się nie przyjaźnicie?
- Jej śmierć nas rozdzieliła. - tymi słowami wbiłam sobie nóż w serce. Łza spłynęła po mym policzku.
- Musiało ci być ciężko. Jednak czas płynie dalej, Amy. - dłonią otarł mi łzę.
- Tak wiem. Muszę jeszcze się odnaleźć. - roześmiałam się lekko, nie chcąc psuć atmosfery moim humorem.
- Chodź, idziemy na lody! - mówiąc to, szybko wstał, po czym złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.
Wzięłam torbę z rzeczami, i wspólnie ruszyliśmy w stronę lodziarni.
- Jaki smak proponujesz? - zapytał, gdy już doszliśmy.
- Hm... cytryna i mięta. - uśmiechnęłam się do niego, stojąc przy okienku w którym mężczyzna sprzedawał produkty.
- Dwa razy cytryna i mięta, poproszę! - zamówił.
Po chwili już mieliśmy rożki w dłoniach. Postanowiliśmy, że przejdziemy się na molo. Na ulicach wszyscy przechodni byli lekko poubierani, niektórzy przemieszczali się w strojach kąpielowych. Wokół budynków znajdowały się wysokie palmy. Czuć było słoneczny klimat. Słońce świeciło niemiłosiernie.
Gdy doszliśmy w zamierzone miejsce, zaczęliśmy spacerować po betonowej przystani, umocnionej na prętach w dnie oceanu. Ciągła się kilka kilometrów.
Idąc wydawało się jakbyśmy szli w stronę pomarańczowego nieba. Konsumując zakupione lody patrzyliśmy przed siebie. Justin odezwał się....
- Ta chmura, o tutaj... - wskazał - Przypomina mi ciebie, gdy się śmiejesz.
- Co? Porównujesz mnie do pingwina? - roześmiałam się.
- To miał być komplement, ale jak wolisz. - zażartował - Pozwól mi spróbować twojego loda...
- Przecież mamy takie same smaki - powiedziałam, jednak podstawiłam mu rożek pod usta.
- Twoje smakują lepiej. - odrzekł, gdy polizał.
- Nie wymyślaj. - rozbawiona, nabrałam na palec troszkę przekąski po czym, lekko ubrudziłam mu nos, zostawiając na nim kropkę po lodzie.
- Amy! Teraz musisz to zlizać! - oburzony, roześmiał się.
- Chyba śnisz... - robiąc krok w tył, poruszałam przecząco głową.
- Chodź tu, do mnie! - chcąc mnie złapać, podszedł.
Gdy to zauważyłam zaczęłam się śmiać i biec na koniec mola. Chłopak starał się mnie dogonić. Po chwili dotarłam na miejsce, i stanęłam przy barierce skierowanej w stronę oceanu. Justin zbliżył się od tyłu, po czym położył swe dłonie na mojej talii i również zaczął wpatrywać się w horyzont. Nic nie mówiliśmy, kompletna cisza. Ludzi praktycznie nie było, nie licząc jednej pary siedzącej na ławce. Wiatr delikatnie dawał znaki, zwiększając fale. Niebo przybrało ciepłych kolorów. Słońce zaczęło zachodzić.W dodatku miałam go przy swym boku...
- Muszę przyznać, że czuję się jak w romansidle... - powiedziałam, nie odwracając się.
- Takie chwile są najpiękniejsze. - mówiąc to, Justin obrócił mnie w swoją stronę, po czym spojrzał w me oczy. Zrobiłam to samo, zagłębiłam się w jego brązowych tęczówkach. Oddech chłopaka był coraz bliżej...
Nasze usta spotkały się w delikatnym, intensywnym i rozkosznym pocałunku. Miał wspaniałe, miękkie wargi. Jego skóra pachniała świeżością i latem. Obejmując mnie nie przestawał całować. Oddałam się mu. Wplotłam swe palce w jego włosy, nie chcąc aby przestawał. Gdy już wystarczająco wymieniliśmy się DNA, oddaliliśmy swe twarze. Lekko zawstydzona, spuściłam wzrok w dół. Chwycił moją dłoń w swoją, po czym złożył je obie w serce, kierując w stronę słońca. Zaczarował mnie...
- Chodź, wracajmy już. Odprowadzę cię do domu. - powiedział.
Po tych słowach wspólnie wróciliśmy. Stanęliśmy na ganku, pod drzwiami.
- Cieszę się, że przyjechałeś. - powiedziałam szczerze, unosząc wzrok na niego.
- Wynająłem pokój w hotelu Hilton na kilka dni. - mówiąc to pozytywnie mnie zaskoczył.
- Sprawy biznesowe? - zapytałam.
- Nie tylko, również dla ciebie. - uśmiechnął się, po czym stojąc przede mną położył swą dłoń na mych plecach, i przyciągnął do siebie.
Tym razem ja jako pierwsza złożyłam pocałunek na jego ustach. Wsuwając swój języczek, i pieszcząc delikatnie jego podniebienie. Odgarnął palcem kosmyk włosów z mej twarzy. Pożegnaliśmy się.
Następnie wsiadł w samochód i odjechał.
Wróciłam do swojego pokoju, witając się po drodze z rodzicami. Włączyłam laptopa, po czym weszłam na Facebook'a. Otrzymałam wiadomość od Louisa. Zaprosił mnie na swoją imprezę, która odbędzie się dzisiaj za jakąś godzinę.
Zastanawiałam się czy zadzwonić do Justina i wziąć go ze sobą. Zrezygnowałam z tej myśli, ponieważ nie wyglądałoby to dobrze... dla jego kariery, w oczach moich znajomych.
Szybko wsunęłam na siebie granatową, zwiewną sukienkę bez ramion, obszytą cekinami na wysokości klatki piersiowej. Na nogi założyłam czarne szpilki na niezbyt wysokim obcasie. Podmalowałam rzęsy, usta błyszczykiem. Do włosów użyłam lokówki, dzięki czemu gdzieniegdzie na ich końcach powstały loczki. Gotowa ruszyłam do domu Louisa. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Posiadał on mieszkanie do którego wchodziło się od strony plaży. Budynek pomalowano na biało, z czym komponowała się jasno czerwona dachówka. Okna drewniane dopasowywały się do ogromnych, szklanych drzwi po których bokach ustawiono doniczki z kwiatami.
Nie pukając weszłam do środka, ponieważ muzyka grała na tyle głośno, że nikt by nie usłyszał. W salonie było z ponad czterdzieści osób. Połowa z nich wyglądała na pijanych. Nagle podeszła do mnie Eve - moja koleżanka z którą znałam się od podstawówki. Miała ciemną karnację, piwne oczy, oraz czarne włosy. Ubrała się w zieloną sukienkę na ramiączkach. Na nogi założyła szpilki, wpadające w kolor turkusu...
- Cześć, Amy! Dobrze ciebie widzieć. Louis mi wspominał, że dostałaś zaproszenie. - powiedziała, rozradowana.
- Cześć Eve... Tak, nie chciałam spędzić reszty wieczoru w łóżku. Muszę się jakoś rozerwać. - mówiąc to, roześmiałam się.
- To świetnie się składa... Chodź, dam ci coś do picia. Pomagałam organizować tą imprezę. - chwyciła mnie za dłoń, po czym wspólnie podeszłyśmy do barku stojącego na środku pomieszczenia. Był on okrągły, a wewnątrz znajdował się mężczyzna, który rozdawał alkohol.
Gdy nas zauważył, wysunął spod lady dwa trunki. Następnie podał je nam. Nie chciałam wyjść na dziecinną, dlatego nie odmówiłam. Niepewnie wzięłam go w dłoń. Razem z Eve wypiłyśmy za jednym zamachem. Zaraz po tym wtopiłyśmy się w tłum, pośród tańczących. Wszyscy dobrze się bawili. Zaczęłam poruszać się w rytm szybkiej muzyki. Nieoczekiwanie podszedł do mnie Louis...
- Już myślałem, że nie przyjedziesz, Amy. - zaczął tańczyć obok.
- Jak widać jestem! - krzyknęłam, aby melodia mnie nie zagłuszyła.
- Jak tam twój chłoptaś? - mówiąc to miał na myśli Justina.
- Doskonale! Ty jeszcze żadnej nie wyrwałeś, haha?! - odpowiedziałam w taki sposób, ponieważ wkurzyła mnie jego wścibskość.
- Tak się składa, że mam kilka na oku. - roześmiał się mi prosto w twarz.
Po chwili po prostu odeszłam od niego, udając się z powrotem do Eve.
- Amy, co taka niemrawa jesteś? - dziewczyna podeszła do barku po kolejną kolejkę drinków. Podała mi jeden z nich, po czym uniosła kieliszek w górę aby wznieść toast. Opróżniłyśmy naczynia do dna. Z powrotem wróciłyśmy na parkiet, i zaczęłyśmy tańczyć pośród ludzi. Kilkoro znajomych się ze mną przywitało, chociaż nawet ich nie pamiętałam.
I tak w kółko alkohol, taniec, rozmowy... aż upłynęły cztery godziny. Byłam "lekko" podpita. Musiałam skorzystać z toalety, dlatego przeprosiłam towarzystwo i udałam się do niej.
Weszłam po schodach, podtrzymując się barierki bo w innym wypadku runęłabym na ziemię. Przekroczyłam próg drzwi ubikacji, po czym oparłam się o ścianę z białych kafelek. Zjechałam plecami na dół. Opuściłam głowę pomiędzy nogi. Nieoczekiwanie wzięło mnie na wymioty, chciałam zdążyć na czworaka dotrzeć do WC jednak mój żołądek zrobił swoje. Siedziałam na podłodze przechylając się na boki. Obraz zaczął wirować, przedmioty podwajały się. Czułam, że odlatuję. Wyciągnęłam komórkę z kopertówki, aby zadzwonić po taksówkę, już chciałam wybierać numer kiedy nagle pojawił się nieznany mi chłopak. Dokładnie nie udało mi się mu przyjrzeć. Pamiętam, że miał brązowe włosy, niebieskie oczy i skojarzył mi się z serialowym Nate'm z Plotkary. Podniósł mnie z ziemi, oparłam swoją rękę o jego ramię. Powiedział..
- Dziewczyno, nieźle się urządziłaś. Gdzie mieszkasz, odprowadzę ciebie do domu?
- Na River street... - kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.
Schodziliśmy po schodach, i na tym film się urwał...



-------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wyraźcie swoje opinie.
Postaram się dodawać częściej kolejne treści opowiadania.