- Kochanie, myślałam, że jesteś już ubrana. Ty dopiero wstałaś? - zapytała zdziwiona, z grymasem na twarzy, po czym dodała - Obiad jest gotowy. Rano z tatą nas nie było, ponieważ musieliśmy załatwić kilka spraw. Masz jakieś plany na dzisiaj? - cały czas mówiła, nie dając mi dojść do słowa.
- Dopiero wstałam, mamo! - krzyknęłam, aby przerwać jej wypowiedź, a jednocześnie odpowiedziałam na pytanie - Tak, mam plany. Dlaczego? - spojrzałam na nią.
- Po prostu nie chciałabym abyś popołudniu była w domu. - powiedziała, uciekając oczami na boki. Zauważyłam, że coś ukrywa. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
- Coś się stało? - dociekałam wyjaśnień.
- Nie... słonko, nie martw się. - mówiąc to, uśmiechnęła się do mnie, na znak, że wszystko dobrze.
Pomimo tego wiedziałam, że kłamie. Po skończonej rozmowie, wyszła z pomieszczenia. Ja natomiast prędko udałam się do toalety, gdzie przygotowałam swe ciało do spotkania z Justinem. Oczywiście została mi jeszcze najcięższa decyzja, czyli jak się ubrać. Nie wiedziałam czy założyć coś eleganckiego, bo w końcu pojedziemy do restauracji, czy też postawić na wygodę i luz ze względu na kino. Ostatecznie wsunęłam czarną, zwiewną sukienkę bez ramion, zarzucając na nią jasną, dżinsową kurteczkę z rękawami trzy-czwarte, dodałam do tego srebrną, brokatową kopertówkę. Gotowa zeszłam na dół. W kuchni rodzice podali do stołu spaghetti. Co więcej, ich samych nie było. Dlatego postanowiłam nie jeść, tym bardziej, że jadę do lokalu. Więc wzięłam talerz wraz z daniem i zgarnęłam potrawę do kosza. Natomiast naczynie włożyłam do zlewu. Po wszystkim spojrzałam na godzinę w komórce. Justin powinien przyjechać za pięć minut (jeśli jest punktualny).
Na szczęście zjawił się na czas. Wychodząc z domu, założyłam sandały.
Na szczęście zjawił się na czas. Wychodząc z domu, założyłam sandały.
Gdy ujrzałam jego samochód, szczęka mi opadła. Podjechał bialutkim ferrari (458 Italia) - nic dodać, nic ująć. Zachował się jak dżentelmen, ponieważ specjalnie wysiadł z auta, i otworzył dla mnie drzwi abym weszła do środka, przy czym przywitał się ze mną. Ubrany został w czarne, skórzane rurki, które delikatnie opuścił, dzięki czemu wystawał kawałek materiału jego bokserek, w kolorze bieli, firmy Polo Ralph Lauren.Oprócz tego ciemne buty sportowe, z ćwiekami na języku, oraz zwykłą, białą koszulkę.
Znajdując się w wnętrzu wozu, od razu poczułam różnicę pomiędzy tym, a bryką mojego taty. Chłopak trzymając dłonie na kierownicy, oraz operując sprzęgłem, ruszył. Od razu odezwał się do mnie...
- Pojedziemy na początek do kina, a następnie restauracji. Dobrze? - jadąc, chwilami spoglądał na mnie, z uśmiechem na twarzy.
- Jasne, nie mam nic przeciwko. - odpowiedziałam krótko.
- Ślicznie wyglądasz, z resztą jak ostatnio. - gdy to mówił, zauważyłam, że spojrzał w mój dekolt, ale zignorowałam ten gest.
- Dziękuję. Ty również niczego sobie. -odrzekłam, po czym wspólnie roześmialiśmy się, aby rozluźnić atmosferę.
Kilka minut później dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do kina. Budynek został zbudowany na planie koła, w środku znajdowały się czerwone ściany z dużą ilością reklam, plakatów, twórców, reżyserów itp. Na środku umieszczono służący jako lada półokrągły stół, w kolorach szarości. Razem podeszliśmy tam. Stała za nim kasjerka, sprzedająca bilety. Kobieta odezwała się...
- Witam Państwa. Dzisiaj polecamy komedię amerykańską, pt. ,,Idol", lub horror pt. ,,Krwawa noc''. - mówiąc to na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, który kompletnie nas nie zachęcał do wyboru.
- Chodźmy na horror...? - wystąpiłam z propozycją, unosząc wzrok na Justina.
- Dobrze. Nie znałem wcześniej dziewczyny, która od siebie zaproponowałaby ten gatunek. - zażartował chłopak. Następnie kupił dla nas bilety. Przed seansem podeszliśmy do stoiska z popcornem, i napojami, gdzie wzięliśmy po jednym. Po tym wstąpiliśmy do ogromnej sali, gdzie znajdował się równie duży ekran. Usiedliśmy na wyznaczonych miejscach. Film rozpoczął się jak zwykle reklamami. Następnie puszczono to na co czekaliśmy. Po chwili chłopak zagadał...
- Mam nadzieję, że wystraszysz się na tyle aby skryć się w moich ramionach. - roześmiał się mówiąc to.
- Wybacz, ale oglądałam już tyle horrorów, że raczej nic nie jest wstanie mnie przestraszyć. - odpowiedziałam, śmiejąc się z nim. Chociaż, że tak naprawdę nie pamiętam wcześniejszych filmów jakie widziałam, ze względu na lekką utratę pamięci po śpiączce.
- Szkoda, już myślałem, że wymówka się znajdzie... - zażartował, unosząc wzrok na mą twarz.
- Może lepiej patrz na ekran zamiast na mnie? - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Uwierz mi, rozmowa z tobą jest zdecydowanie ciekawsza niż ten film... - powiedział, po czym wziął ziarenko popcornu, i strzelił nim w mój polik.
- Justin! - krzyknęłam żartobliwie, a następnie nabrałam z kubełka przekąskę w dłoń, i rzuciłam nią w jego stronę, trafiając w tors chłopaka, który zaraz po tym zjadł ją.
Nagle ktoś z tyłu widowni zwrócił nam uwagę abyśmy zachowywali się ciszej.
- Jak się podobał wczorajszy występ? - Justin zmienił temat, prostując się na siedzeniu.
Nagle ktoś z tyłu widowni zwrócił nam uwagę abyśmy zachowywali się ciszej.
- Jak się podobał wczorajszy występ? - Justin zmienił temat, prostując się na siedzeniu.
- Rozumiem, że chcesz aby skomentowała twój talent do śpiewania? - zażartowałam.
- Hm... tego jestem akurat pewien.. - roześmiał się.
- Szczerze, jak mnie zawołałeś na scenę kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Zamyśliłam się, i odcięłam od rzeczywistości.Poza tym trema mnie zżarła - wyznałam, patrząc na niego.
- Co ciebie tak odciągnęło od mojego występu? - uniósł wzrok na mnie.
- Może kiedyś tobie powiem. Na razie nie mam ochoty rozmawiać na ten temat. - odpowiedziałam mu.
Następnie wspólnie wróciliśmy do oglądania horroru, którego zostało niespełna pół godziny.
Po seansie wyszliśmy z kina,i udaliśmy się z powrotem do samochodu. Siedząc w środku, odezwałam się...
- Miałeś rację, że rozmowa była ciekawsza niż ten film. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie, gdy ten prowadził auto.
- Dlatego teraz będziemy mogli ją dokończyć, taki był mój plan. - roześmiał się mówiąc to.
- W takim razie ja poproszę więcej twoich "planów". - zaśmiałam się razem z nim.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział, gdy dojechaliśmy pod restaurację.
Stojąc już pod nią, byłam pod wrażeniem. Budynek w kształcie księżyca, "wypiętego" w naszą stronę, koloru piaskowego, na którym umieszczono duże, złote okna, oraz ogromne drzwi ze szkła przy których stał elegancko ubrany mężczyzna, zapraszający nas do środka. Weszliśmy do pomieszczenia. Wewnątrz było jeszcze wykwintniej. Ściany pomalowano kremową farbą, a podłogę wypolerowano, że widoczne było na niej odbicie sufitu, na którym wyrzeźbiono różnorodne wzory.
Znajdowały się tam okrągłe stoliki, pokryte jedwabnymi obrusami, z dodatkiem złotej nici. Naczynia, i sztućce ułożono wraz z czerwonymi serwetkami, które dodawały uroku. Krzesła królewskie idealnie komponowały się z wizerunkiem całego wnętrza.
Nie było sporo ludzi, jak na ilość miejsc siedzących. Dla nas nawet lepiej. Oboje usiedliśmy przy zarezerwowanym stoliku. Po chwili podszedł do nas kelner z menu.
- Na co masz ochotę? Ja wezmę kawior z czerwonym winem. - odrzekł Justin, przeglądając kartę z daniami.
Nagle zorientowałam się, że nie wie, że jestem niepełnoletnia. On sam miał dziewiętnaście lat, ja natomiast byłam młodsza od niego o dwa. Jeszcze nie miałam okazji spróbować czerwonego wina, dlatego postanowiłam wykorzystać dzisiejszy wieczór.
- To samo poproszę. - uśmiechnęłam się do niego niepewnie, odkładając menu na bok.
- Mam nadzieję, że jeszcze będziesz ze mną na scenie. - chłopak rozpoczął temat, w czasie gdy kelner odchodził z naszym zamówieniem.
- Stać i przyglądać się tobie gdy śpiewasz..? Nie ma szans. - odpowiedziałam mu, z nutką ironii w głosie.
- Nie powiedziałem, że tylko to. Mogłabyś razem ze mną śpiewać. - zażartował.
- Oj, proszę ciebie. Ciesz się, że nie słyszałeś jak nucę. - roześmiałam się.
- Przesadzasz ale... - chciał dokończyć, lecz zadzwoniła moja komórka, która temu przeszkodziła.
Przepraszając Justina, szybko wysunęłam ją z kopertówki, po czym odebrałam...
- Słucham?
- Jeżeli piśniesz chociażby słówko na temat tamtej nocy, przyjdę do ciebie i poćwiartuję twe ciało na kawałki. - odezwał się głos jakiegoś mężczyzny. Nie wiedziałam co ma na myśli, tym bardziej, że nie pamiętałam szczegółów z zdarzenia jakie miał na myśli.
- Nie rozumiem. O co tobie chodzi? Kim jesteś? - starałam się mówić cicho, aby Justin nie usłyszał. Jednak strasznie się zdenerwowała, i było to po mnie widać.
- Ty już dobrze wiesz. Nie udawaj głupiej. Jeszcze się spotkamy, zobaczysz. - powiedział, po czym rozłączył się.
Chciałam sprawdzić numer, ale był zastrzeżony.
Chłopak siedzący naprzeciwko, spojrzał zaniepokojony na mą twarz...
- Coś się stało? - zapytał mnie.
- Nie Justin... To tylko głuchy telefon, nic takiego. - posłałam mu sztuczny uśmiech, aby załagodzić sytuację.
- Jeżeli coś jest nie tak, możesz mi powiedzieć. Co prawda znamy się dwa dni, ale czasem lepiej jest się komuś wygadać. - nalegał.
Kiedy chciałam mu wyjawić co nieco na ten temat, nieoczekiwanie podszedł kelner, który podał nam dania, wraz z lampkami wina. Dzięki czemu nic nie powiedziałam, i w duchu byłam wdzięczna, że mężczyzna się zjawił. Dlatego sprostowałam się, mówiąc..
- Wszystko w porządku, naprawdę. - odetchnęłam z ulgą.
Chłopak nagle położył swą dłoń na mojej. Odebrałam to jako gest współczucia, chociaż nie byłam pewna czy to miał na myśli. Jego ciepła, gładka skóra koiła me wnętrze.Nie cofnęłam swojej ręki.
- Smacznego. - powiedział, po czym wziął kieliszek z napojem i uniósł go w górę, a następnie popił. Uczyniłam tak samo, rozpoczynając jeść kawior.
- Tutaj jest przepięknie, tak elegancko, a ten nastrój... Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam w takiej restauracji jak ta. - przyznałam, patrząc na niego, po czym dodałam - Na pewno dobrze jest mieć tylu fanów, być znanym na całym świecie, móc korzystać z wszystkiego na co ma się ochotę.
- Wydaje ci się. Oczywiście są tego plusy, które wymieniłaś, oraz minusy... Co więcej już nigdy nie skosztuję "normalnego" życia. Nie będę uważany za zwyczajnego nastolatka, który może iść na imprezę z przyjaciółmi. Nawet kupując gazetę w sklepie ludzie robią mi zdjęcia. - westchnął.
- Racja, w końcu ja, przeciętne społeczeństwo wtapiające się w tłum chce po prostu znać swoich idoli jako ideały. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie, po czym dodałam zmieniając temat - Tak więc jutro wylatujesz do Nowego Jorku?
- Mhm... muszę dokończyć trasę koncertową. Chociaż wolałbym zostać tutaj... - wyznał mi, odwzajemniając uśmiech.
Gdy wspólnie dokończyliśmy jeść potrawy (których koszty poniósł Justin), wróciliśmy do auta, i udaliśmy się w stronę mojego domu. W czasie jazdy odezwałam się do niego...
- Czyli to nasze ostatnie chwile razem...? - roześmiałam się, aby nie pomyślał, że mi zależy. Jednak tak było, dobrze się nam rozmawiało, wszystko wydawało się jak sen na jawie, takie wspaniałe, dopracowane, jak z bajki z której on pochodził.
- Właściwie z chęcią przyjąłbym twój numer komórkowy. Jeśli nie masz nic przeciwko? - zapytał, unosząc wzrok na mnie. Już chciałam wykrzyknąć "Tak! Boże jak super, że zapytałeś!", ale powstrzymałam się, mówiąc...
- Dobrze, podam tobie jak dojedziemy. W ogóle dziękuję, że mnie zaprosiłeś do kina, i restauracji, że wspólnie spędziliśmy ten dzień. Świetnie się bawiłam.
- Ja również, dlatego musimy to powtórzyć. I nie chcę usłyszeć wymówki. - roześmiał się.
Gdy to powiedział poczułam w sercu ogromną radość, przeszywającą mnie na wskroś.
Kilka minut później byliśmy pod domem. Razem wysiedliśmy z ferrari, a następnie podeszliśmy pod moje drzwi. Justin jako pierwszy się odezwał, wyciągając z kieszeni spodni iPhon'a...
- Podaj numer, zapiszę sobie. - spojrzał na mnie, oczekując, po czym podyktowałam mu wszystkie cyfry. Następnie dodał - Zapiszę ciebie jako..."Ulubiona Amy" - zaśmiał się.
- Hm... powiedzmy, że mi pasuje. - roześmiałam się wraz z nim.
- Więc do zobaczenia Amy... - posłał mi swój uroczy uśmiech, opierając rękę o ścianę budynku.
- Do zobaczenia. - przybliżyłam się do niego, aby musnąć jego policzek, jednak on odwrócił głowę w taki sposób, że zamiast ucelować w zamierzone miejsce trafiłam w usta. Pocałunek nie trwał długo. Nic nie powiedziałam na ten gest, chociaż byłam pewna, że zrobił to specjalnie. Jeszcze chwilkę staliśmy przed drzwiami, wpatrując się w siebie i nic nie mówiąc, ja natomiast trzymałam swą dłoń na klamce. Następnie nacisnęłam na nią i weszłam do środka. Usłyszałam kroki Justina,które świadczyły, że on również poszedł w swoją stronę. Gdy przywitałam się z rodzicami, siedzącymi na kanapie przed telewizorem, weszłam na górę, do swojego pokoju.
Moim oczom ukazał się Louis, stojący przy oknie, w które najwidoczniej się wpatrywał. Odezwałam się do niego...
- Cześć. Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytałam zdziwiona.
- Już wiem dlaczego nie miałaś dla mnie czasu dzisiaj. Wolałaś zabawiać się z nim! - gdy powiedział ostatnie słowo, odwrócił błyskawicznym ruchem dłoni laptopa w moją stronę, na którego ekranie widać było stronę "plotkarską" a jej głównym tematem stał się "Justin Bieber i dziewczyna z koncertu na randce".
- Przepraszam, że tobie nie powiedziałam... Bałam się jak zareagujesz. - przyznałam szczerze, zakłopotana, stojąc w miejscu i przyglądając się plotce.
- I dobrze, że się bałaś bo jestem na maksa wkurwiony! - wrzasnął na mnie, wymachując dłońmi w geście bezradności, po czym dodał - Nie chcę abyś się z nim spotykała. Nigdy więcej!
- Nie możesz mi zabronić! Będę robić to na co mam ochotę! - odpowiedziałam również krzycząc.
- Pohamuj słowa lepiej. - powiedział jakby był całkowicie pewny siebie.
- Ty się zastanów nad tym co mówisz. - odrzekłam krótko.
- Jesteśmy parą, a ty na boki szukasz sobie kolesia? Pewnie poleciałaś na kasę, mam rację?! - przybliżył się do mnie, wykrzykując.
- Nic do ciebie nie czuję, a już tym bardziej nie kocham! Dlatego nie pozostawaj ciągle w przekonaniu, że jesteśmy razem! To wszystko jest skończone. Dawna Amy nie wróci, rozumiesz?! - pod wpływem emocji przekazałam mu całą prawdę.
- Gówno prawda. Na pewno masz żal za tamtą noc, że pozwoliłem im was zabrać dla amfetaminy! Szkoda tylko, że nie zgodziłem się aby ciebie przelecieli, może oczy by ci się otworzyły! - wyznał, stojąc i wpatrując się w mnie.
- Przestań mącić mi w głowie, i opowiedz wszystko... - odpowiedziałam po dłuższym czasie. Jego wypowiedź zszokowała mnie,usiadłam na łóżku.
- Cóż tu dużo mówić? Byłyście tak nachlane, że z łatwością dałyście się namówić na wejście do samochodu. Później pojechaliście razem, to tyle co wiem! - wykrzyczał.
- Wiesz więcej, przyznaj! Powiedziałeś, że nie pozwoliłeś aby mnie zgwałcili... nie rozumiem co miałeś na myśli. - zaczynałam się trząść z złości i bezradności.
- Ur... - chłopak chciał dokończyć, lecz naszą uwagę przykuła mama, która wparowała do pokoju, mówiąc...
- Co się tutaj dzieje? Dlaczego tak krzyczycie? Z resztą która to godzina, że Louis jeszcze u nas gości...? - odrzekła zdenerwowana, stojąc na progu drzwi.
Chłopak nic nie mówiąc, po prostu wyszedł z pokoju, a następnie domu. Ja natomiast byłam wściekła na mamę, że nam przeszkodziła.
- Chcę zostać sama... - powiedziałam nagle do rodzicielki, która zaraz po tych słowach opuściła pomieszczenie. Położyłam się, kuląc nogi pod siebie, i tamując łzy. Gdy przestałam myśleć o całym zdarzeniu, zasnęłam w tym stanie...
Biegłam przez ten sam tunel co poprzednio, wokół otaczała mnie ciemność. Jednak od razu ujrzałam promień światła na samym końcu. Tym razem czułam się pewniej, bezpieczniej, można by uznać, że przepełniła mnie radość w nadziei na to co czeka gdy dobiegnę. Przyspieszyłam, przebierając z nogi na nogę.
Nieoczekiwanie zrobiło się zimno, i nieprzyjemnie, me ciało drżało. Następnie rozprzestrzenił się zapach stęchłego mięsa. Wszystko zamieniono w koszmar. Ukazały się ściany, które pokryte były wizerunkami mężczyzny w masce klowna posiadającej ogromne, czerwone usta wykrzywione w sztuczny, przepełniony grozą uśmiech, oraz krwistą perukę, i puste, czarne oczodoły. Dobre emocje zniknęły, pojawił się strach, smutek, rozgoryczenie. Podskoczyła mi adrenalina. Biegłam coraz szybciej, chciałam to zakończyć. Nagle pod mymi stopami pojawiła się krew. Pragnęłam teraz umrzeć aby tylko pozbyć się tych zdarzeń. Usiłowałam dotrzeć do światła, ale na marne. Im prędzej się poruszałam tym dalej od niego była.
W końcu znalazłam się na tyle daleko, że promyk zgasł całkowicie...
-------------------------------------------------------------
Wyraźcie opinię na temat tego rozdziału. Trochę się działo :)
- Hm... tego jestem akurat pewien.. - roześmiał się.
- Szczerze, jak mnie zawołałeś na scenę kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Zamyśliłam się, i odcięłam od rzeczywistości.Poza tym trema mnie zżarła - wyznałam, patrząc na niego.
- Co ciebie tak odciągnęło od mojego występu? - uniósł wzrok na mnie.
- Może kiedyś tobie powiem. Na razie nie mam ochoty rozmawiać na ten temat. - odpowiedziałam mu.
Następnie wspólnie wróciliśmy do oglądania horroru, którego zostało niespełna pół godziny.
Po seansie wyszliśmy z kina,i udaliśmy się z powrotem do samochodu. Siedząc w środku, odezwałam się...
- Miałeś rację, że rozmowa była ciekawsza niż ten film. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie, gdy ten prowadził auto.
- Dlatego teraz będziemy mogli ją dokończyć, taki był mój plan. - roześmiał się mówiąc to.
- W takim razie ja poproszę więcej twoich "planów". - zaśmiałam się razem z nim.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział, gdy dojechaliśmy pod restaurację.
Stojąc już pod nią, byłam pod wrażeniem. Budynek w kształcie księżyca, "wypiętego" w naszą stronę, koloru piaskowego, na którym umieszczono duże, złote okna, oraz ogromne drzwi ze szkła przy których stał elegancko ubrany mężczyzna, zapraszający nas do środka. Weszliśmy do pomieszczenia. Wewnątrz było jeszcze wykwintniej. Ściany pomalowano kremową farbą, a podłogę wypolerowano, że widoczne było na niej odbicie sufitu, na którym wyrzeźbiono różnorodne wzory.
Znajdowały się tam okrągłe stoliki, pokryte jedwabnymi obrusami, z dodatkiem złotej nici. Naczynia, i sztućce ułożono wraz z czerwonymi serwetkami, które dodawały uroku. Krzesła królewskie idealnie komponowały się z wizerunkiem całego wnętrza.
Nie było sporo ludzi, jak na ilość miejsc siedzących. Dla nas nawet lepiej. Oboje usiedliśmy przy zarezerwowanym stoliku. Po chwili podszedł do nas kelner z menu.
- Na co masz ochotę? Ja wezmę kawior z czerwonym winem. - odrzekł Justin, przeglądając kartę z daniami.
Nagle zorientowałam się, że nie wie, że jestem niepełnoletnia. On sam miał dziewiętnaście lat, ja natomiast byłam młodsza od niego o dwa. Jeszcze nie miałam okazji spróbować czerwonego wina, dlatego postanowiłam wykorzystać dzisiejszy wieczór.
- To samo poproszę. - uśmiechnęłam się do niego niepewnie, odkładając menu na bok.
- Mam nadzieję, że jeszcze będziesz ze mną na scenie. - chłopak rozpoczął temat, w czasie gdy kelner odchodził z naszym zamówieniem.
- Stać i przyglądać się tobie gdy śpiewasz..? Nie ma szans. - odpowiedziałam mu, z nutką ironii w głosie.
- Nie powiedziałem, że tylko to. Mogłabyś razem ze mną śpiewać. - zażartował.
- Oj, proszę ciebie. Ciesz się, że nie słyszałeś jak nucę. - roześmiałam się.
- Przesadzasz ale... - chciał dokończyć, lecz zadzwoniła moja komórka, która temu przeszkodziła.
Przepraszając Justina, szybko wysunęłam ją z kopertówki, po czym odebrałam...
- Słucham?
- Jeżeli piśniesz chociażby słówko na temat tamtej nocy, przyjdę do ciebie i poćwiartuję twe ciało na kawałki. - odezwał się głos jakiegoś mężczyzny. Nie wiedziałam co ma na myśli, tym bardziej, że nie pamiętałam szczegółów z zdarzenia jakie miał na myśli.
- Nie rozumiem. O co tobie chodzi? Kim jesteś? - starałam się mówić cicho, aby Justin nie usłyszał. Jednak strasznie się zdenerwowała, i było to po mnie widać.
- Ty już dobrze wiesz. Nie udawaj głupiej. Jeszcze się spotkamy, zobaczysz. - powiedział, po czym rozłączył się.
Chciałam sprawdzić numer, ale był zastrzeżony.
Chłopak siedzący naprzeciwko, spojrzał zaniepokojony na mą twarz...
- Coś się stało? - zapytał mnie.
- Nie Justin... To tylko głuchy telefon, nic takiego. - posłałam mu sztuczny uśmiech, aby załagodzić sytuację.
- Jeżeli coś jest nie tak, możesz mi powiedzieć. Co prawda znamy się dwa dni, ale czasem lepiej jest się komuś wygadać. - nalegał.
Kiedy chciałam mu wyjawić co nieco na ten temat, nieoczekiwanie podszedł kelner, który podał nam dania, wraz z lampkami wina. Dzięki czemu nic nie powiedziałam, i w duchu byłam wdzięczna, że mężczyzna się zjawił. Dlatego sprostowałam się, mówiąc..
- Wszystko w porządku, naprawdę. - odetchnęłam z ulgą.
Chłopak nagle położył swą dłoń na mojej. Odebrałam to jako gest współczucia, chociaż nie byłam pewna czy to miał na myśli. Jego ciepła, gładka skóra koiła me wnętrze.Nie cofnęłam swojej ręki.
- Smacznego. - powiedział, po czym wziął kieliszek z napojem i uniósł go w górę, a następnie popił. Uczyniłam tak samo, rozpoczynając jeść kawior.
- Tutaj jest przepięknie, tak elegancko, a ten nastrój... Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam w takiej restauracji jak ta. - przyznałam, patrząc na niego, po czym dodałam - Na pewno dobrze jest mieć tylu fanów, być znanym na całym świecie, móc korzystać z wszystkiego na co ma się ochotę.
- Wydaje ci się. Oczywiście są tego plusy, które wymieniłaś, oraz minusy... Co więcej już nigdy nie skosztuję "normalnego" życia. Nie będę uważany za zwyczajnego nastolatka, który może iść na imprezę z przyjaciółmi. Nawet kupując gazetę w sklepie ludzie robią mi zdjęcia. - westchnął.
- Racja, w końcu ja, przeciętne społeczeństwo wtapiające się w tłum chce po prostu znać swoich idoli jako ideały. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie, po czym dodałam zmieniając temat - Tak więc jutro wylatujesz do Nowego Jorku?
- Mhm... muszę dokończyć trasę koncertową. Chociaż wolałbym zostać tutaj... - wyznał mi, odwzajemniając uśmiech.
Gdy wspólnie dokończyliśmy jeść potrawy (których koszty poniósł Justin), wróciliśmy do auta, i udaliśmy się w stronę mojego domu. W czasie jazdy odezwałam się do niego...
- Czyli to nasze ostatnie chwile razem...? - roześmiałam się, aby nie pomyślał, że mi zależy. Jednak tak było, dobrze się nam rozmawiało, wszystko wydawało się jak sen na jawie, takie wspaniałe, dopracowane, jak z bajki z której on pochodził.
- Właściwie z chęcią przyjąłbym twój numer komórkowy. Jeśli nie masz nic przeciwko? - zapytał, unosząc wzrok na mnie. Już chciałam wykrzyknąć "Tak! Boże jak super, że zapytałeś!", ale powstrzymałam się, mówiąc...
- Dobrze, podam tobie jak dojedziemy. W ogóle dziękuję, że mnie zaprosiłeś do kina, i restauracji, że wspólnie spędziliśmy ten dzień. Świetnie się bawiłam.
- Ja również, dlatego musimy to powtórzyć. I nie chcę usłyszeć wymówki. - roześmiał się.
Gdy to powiedział poczułam w sercu ogromną radość, przeszywającą mnie na wskroś.
Kilka minut później byliśmy pod domem. Razem wysiedliśmy z ferrari, a następnie podeszliśmy pod moje drzwi. Justin jako pierwszy się odezwał, wyciągając z kieszeni spodni iPhon'a...
- Podaj numer, zapiszę sobie. - spojrzał na mnie, oczekując, po czym podyktowałam mu wszystkie cyfry. Następnie dodał - Zapiszę ciebie jako..."Ulubiona Amy" - zaśmiał się.
- Hm... powiedzmy, że mi pasuje. - roześmiałam się wraz z nim.
- Więc do zobaczenia Amy... - posłał mi swój uroczy uśmiech, opierając rękę o ścianę budynku.
- Do zobaczenia. - przybliżyłam się do niego, aby musnąć jego policzek, jednak on odwrócił głowę w taki sposób, że zamiast ucelować w zamierzone miejsce trafiłam w usta. Pocałunek nie trwał długo. Nic nie powiedziałam na ten gest, chociaż byłam pewna, że zrobił to specjalnie. Jeszcze chwilkę staliśmy przed drzwiami, wpatrując się w siebie i nic nie mówiąc, ja natomiast trzymałam swą dłoń na klamce. Następnie nacisnęłam na nią i weszłam do środka. Usłyszałam kroki Justina,które świadczyły, że on również poszedł w swoją stronę. Gdy przywitałam się z rodzicami, siedzącymi na kanapie przed telewizorem, weszłam na górę, do swojego pokoju.
Moim oczom ukazał się Louis, stojący przy oknie, w które najwidoczniej się wpatrywał. Odezwałam się do niego...
- Cześć. Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytałam zdziwiona.
- Już wiem dlaczego nie miałaś dla mnie czasu dzisiaj. Wolałaś zabawiać się z nim! - gdy powiedział ostatnie słowo, odwrócił błyskawicznym ruchem dłoni laptopa w moją stronę, na którego ekranie widać było stronę "plotkarską" a jej głównym tematem stał się "Justin Bieber i dziewczyna z koncertu na randce".
- Przepraszam, że tobie nie powiedziałam... Bałam się jak zareagujesz. - przyznałam szczerze, zakłopotana, stojąc w miejscu i przyglądając się plotce.
- I dobrze, że się bałaś bo jestem na maksa wkurwiony! - wrzasnął na mnie, wymachując dłońmi w geście bezradności, po czym dodał - Nie chcę abyś się z nim spotykała. Nigdy więcej!
- Nie możesz mi zabronić! Będę robić to na co mam ochotę! - odpowiedziałam również krzycząc.
- Pohamuj słowa lepiej. - powiedział jakby był całkowicie pewny siebie.
- Ty się zastanów nad tym co mówisz. - odrzekłam krótko.
- Jesteśmy parą, a ty na boki szukasz sobie kolesia? Pewnie poleciałaś na kasę, mam rację?! - przybliżył się do mnie, wykrzykując.
- Nic do ciebie nie czuję, a już tym bardziej nie kocham! Dlatego nie pozostawaj ciągle w przekonaniu, że jesteśmy razem! To wszystko jest skończone. Dawna Amy nie wróci, rozumiesz?! - pod wpływem emocji przekazałam mu całą prawdę.
- Gówno prawda. Na pewno masz żal za tamtą noc, że pozwoliłem im was zabrać dla amfetaminy! Szkoda tylko, że nie zgodziłem się aby ciebie przelecieli, może oczy by ci się otworzyły! - wyznał, stojąc i wpatrując się w mnie.
- Przestań mącić mi w głowie, i opowiedz wszystko... - odpowiedziałam po dłuższym czasie. Jego wypowiedź zszokowała mnie,usiadłam na łóżku.
- Cóż tu dużo mówić? Byłyście tak nachlane, że z łatwością dałyście się namówić na wejście do samochodu. Później pojechaliście razem, to tyle co wiem! - wykrzyczał.
- Wiesz więcej, przyznaj! Powiedziałeś, że nie pozwoliłeś aby mnie zgwałcili... nie rozumiem co miałeś na myśli. - zaczynałam się trząść z złości i bezradności.
- Ur... - chłopak chciał dokończyć, lecz naszą uwagę przykuła mama, która wparowała do pokoju, mówiąc...
- Co się tutaj dzieje? Dlaczego tak krzyczycie? Z resztą która to godzina, że Louis jeszcze u nas gości...? - odrzekła zdenerwowana, stojąc na progu drzwi.
Chłopak nic nie mówiąc, po prostu wyszedł z pokoju, a następnie domu. Ja natomiast byłam wściekła na mamę, że nam przeszkodziła.
- Chcę zostać sama... - powiedziałam nagle do rodzicielki, która zaraz po tych słowach opuściła pomieszczenie. Położyłam się, kuląc nogi pod siebie, i tamując łzy. Gdy przestałam myśleć o całym zdarzeniu, zasnęłam w tym stanie...
Biegłam przez ten sam tunel co poprzednio, wokół otaczała mnie ciemność. Jednak od razu ujrzałam promień światła na samym końcu. Tym razem czułam się pewniej, bezpieczniej, można by uznać, że przepełniła mnie radość w nadziei na to co czeka gdy dobiegnę. Przyspieszyłam, przebierając z nogi na nogę.
Nieoczekiwanie zrobiło się zimno, i nieprzyjemnie, me ciało drżało. Następnie rozprzestrzenił się zapach stęchłego mięsa. Wszystko zamieniono w koszmar. Ukazały się ściany, które pokryte były wizerunkami mężczyzny w masce klowna posiadającej ogromne, czerwone usta wykrzywione w sztuczny, przepełniony grozą uśmiech, oraz krwistą perukę, i puste, czarne oczodoły. Dobre emocje zniknęły, pojawił się strach, smutek, rozgoryczenie. Podskoczyła mi adrenalina. Biegłam coraz szybciej, chciałam to zakończyć. Nagle pod mymi stopami pojawiła się krew. Pragnęłam teraz umrzeć aby tylko pozbyć się tych zdarzeń. Usiłowałam dotrzeć do światła, ale na marne. Im prędzej się poruszałam tym dalej od niego była.
W końcu znalazłam się na tyle daleko, że promyk zgasł całkowicie...
-------------------------------------------------------------
Wyraźcie opinię na temat tego rozdziału. Trochę się działo :)